Klasztor został zamknięty po śmierci przełożonego świątyni. Władze zdecydowały, że do czasu nominacji nowego zwierzchnika nie będzie on mógł działać, a mnisi muszą opuścić jego mury. Według działaczy opozycji klasztor już od dłuższego czasu budził zainteresowanie birmańskich władz bezpieczeństwa ze względu na jego związki z przeciwnikami politycznymi.
W niedawnym pogrzebie przełożonego świątyni udział wzięło wielu działaczy opozycyjnych. Oceniając sytuację Win Hliang, emigracyjny działacz opozycji podkreśla, że aktywność mnichów będzie coraz silniejsza. Światli mnisi rozumieją, że powinni angażować się w ruch opozycyjny, ponieważ społeczeństwo cierpi w wyniku rządów reżimu wojskowego.
Przed kilkoma miesiącami junta zamknęła inny klasztor buddyjski, w którym schronienie znajdowali chorzy na AIDS. Podczas zeszłorocznych prodemokratycznych wystąpień społeczeństwa birmańskiego buddyjscy mnisi odgrywali czołową rolę podczas ulicznych protestów stłumionych brutalnie przez władze.