Prowadzący w sondażach w wyścigu o nominację prezydencką z ramienia Partii Republikańskiej Rudy Giuliani ma, jak się okazuje, coraz więcej "szkieletów w szafie".
Ostatnio musi tłumaczyć się z zarzutów wykorzystywania stanowiska do celów prywatnych i naciągania statystyk w swej kampanii wyborczej.
Specjalizujący się kulisach polityki magazyn "Politico.com" podał - a za nim inne media - że były burmistrz Nowego Jorku w latach 1999-2001 podróżował na Long Island do swojej kochanki, a obecnej żony Judith Natan na koszt miasta. Wydatki zaś rozliczał następnie księgując je jako wydatki biur w ratuszu, które nie miały z tymi podróżami nic wspólnego.
Giuliani jako burmistrz wszędzie podróżował z silną obstawą, opłacaną przez Departament Policji Nowego Jorku. Nie wiadomo też, czy rozliczał wydatki na podróże w nietypowy sposób, by ukryć swój romans pozamałżeński, czy dla innych celów.
Przypomina się, że po odejściu Giulianiego z urzędu jego następca w ratuszu Michael Bloomberg zarzucił mu, że budżet jego biura był sztucznie zaniżony, ponieważ Giuliani płacił jego pracownikom pensje poprzez inne agencje urzędu miasta.
Niewykluczone, że także w wypadku księgowania wydatków na podróże chodziło o podobne manipulacje. Najnowsze rewelacje komentuje się jednak jako kolejny dowód, że faworyt Republikanów nie jest przykładem surowego przestrzegania norm etycznych.
Jego przeciwnicy stale przypominają, że ma za sobą dwa rozwody, a jego dorosły syn z pierwszego małżeństwa nie rozmawia z nim, uważając, że skrzywdził matkę.
Prasa wytyka mu także obronę jego protegowanego Bernarda Kerika, byłego szefa policji w Nowym Jorku, uznanego za winnego korupcji.
W piątek "New York Times" podał, że Giuliani, który w kampanii wyborczej lubi cytować dane statystyczne o spadku przestępczości w Nowym Jorku jako dowód, że skutecznie z nią walczył, w rzeczywistości przytacza te liczby nierzetelnie.
Według nowojorskiego dziennika, podawane statystki są często naciągane lub wręcz nieprawdziwe. Giuliani powiedział np., że Nowy Jork był "jedynym miastem w USA, które co roku redukowało przestępczość, począwszy od 1994 r.". Tymczasem może się tym pochwalić także Chicago.
Tomasz Zalewski (PAP)
tzal/ mc/