29-letni Dariusz K., który 28 września 2005 r. wywołał fałszywy alarm bombowy w szpitalu na warszawskim Bródnie, został w środę skazany na 30 dni pozbawienia wolności. Do więzienia nie trafił, bo wcześniej przez osiem miesięcy przebywał w areszcie. Zapowiada, że będzie ubiegał się o odszkodowanie.
Sąd Rejonowy Praga-Północ uznał, że Dariusz K., dzwoniąc na policję i wywołując fałszywy alarm w Wojewódzkim Szpitalu Bródnowskim, działał "ze złośliwości i swawoli", a za rozmyślne wprowadzenie w błąd policji należy mu się maksymalny wymiar kary przewidziany za to wykroczenie.
Mężczyzna przyznał się do winy, ale podkreślił, że nie działał "dla żartu". "Działałem pod wpływem impulsu nerwowego. W obliczu utraty pracy przestałem myśleć racjonalnie" - wyjaśniał w sądzie Dariusz K., który we wrześniu 2005 r. w szpitalu bródnowskim nie otrzymał zaświadczenia od lekarza i to - jak tłumaczył - pchnęło go do wywołania fałszywego alarmu. Dodał, że jest chory na padaczkę i że odebrano mu drugą grupę inwalidzką, a co za tym idzie pewne przywileje przy zatrudnianiu.
Dariusz K. zadzwonił na policję z automatu telefonicznego znajdującego się w holu szpitala. Został zatrzymany kilka minut później na terenie szpitala, przy recepcji. Nie uciekał, a policjantom powiedział, że był to alarm fałszywy. Pacjenci szpitala na Bródnie nie byli ewakuowani.
Dariusz K. jest dobrze znany praskiej policji. Ma kilka wyroków w zawieszeniu. Za wprowadzenie powszechnego niebezpieczeństwa groziła mu kara od 3 do 8 lat pozbawienia wolności. Sąd Okręgowy uznał jednak, że jego czyn stanowi wykroczenie i skierował sprawę do sądu grodzkiego.
"Żal mi jest pacjentów, których mogłem narazić na niebezpieczeństwo. To nie zmienia jednak faktu, że teraz będę domagał się odszkodowania za siedem miesięcy spędzonych w areszcie" - powiedział PAP Dariusz K.
Wyrok nie jest prawomocny. (PAP)
cha/ malk/ jra/