Przed pomnikiem Piłsudskiego przy ul. Belwederskiej w Warszawie odbyła się w sobotę pikieta Federacji Młodych Socjaldemokratów (FMS), młodzieżówki Sojuszu Lewicy Demokratycznej, przeciwko wysłaniu polskich wojsk do Afganistanu. Manifestacja ponad 20 osób przebiegła spokojnie.
Podczas niedawnej wizyty w Waszyngtonie szef MON Radosław Sikorski zapowiedział, że Polska znacząco wzmocni swoją obecność w Afganistanie - od lutego służyć tam będzie ponad tysiąc polskich żołnierzy. Obecnie w Afganistanie przebywa stu naszych żołnierzy.
"To nie jest nasza wojna. Pięć minut Jarosława Kaczyńskiego z amerykańskim prezydentem może nas kosztować tysiąc polskich istnień. Na to nie chcemy się zgodzić. Tysiąc polskich żołnierzy może zginąć w trudnych warunkach w Afganistanie" - powiedział Tomasz Kalita z FMS.
Dodał, że wojsko powinno być wysyłane tylko na misje pokojowe, a nie - jak się wyraził - na pierwszą linię frontu.
Protestujący trzymali transparenty "Stop wojnie!", "Afganistan bez naszych chłopców", "Żołnierze do domu - Sikorski do Afganistanu", "Pokój najwyższą wartością".
Kalita zapowiedział, że w poniedziałek każdy poseł Prawa i Sprawiedliwości dostanie do swojej skrzynki pocztowej w Sejmie informację z pytaniem: "Czy wysłałby swoje dzieci do Afganistanu?".
"Dzisiaj na stronach internetowych państwa talibów jest informacja o tym, że ta wojna może się przenieść na polskie ulice, że ta wojna może być tutaj w Warszawie. Nie chcemy, żeby wojna w Afganistanie przeniosła się na polskie ulice. Nie chcemy na to pozwolić. Dlatego tutaj jesteśmy" - mówił Kalita.
Informacja o zwiększeniu polskiego kontyngentu wywołała dyskusje wśród polityków Samoobrony, Ligi Polskich Rodzin i opozycji, a także zarzuty wobec premiera i szefa MON, że podjęli ważną decyzję bez porozumienia z koalicjantami i debaty w Sejmie.(PAP)
gdy/ gma/