Gracze na warszawskiej giełdzie po czwartkowej przerwie spowodowanej świętem mają prawo czuć się nieswojo. W czasie pauzy w notowaniach nad Wisłą przez rynki światowe przetoczyło się mnóstwo nowych wydarzeń.
Jedne były zdecydowanie pozytywne, jak decyzja amerykańskiego banku centralnego o obniżeniu stóp o ćwierć punktu procentowego oraz doniesienia o wyższym, niż się spodziewano, wzroście PKB w USA. Inne - i te niestety są w przewadze - położyły się cieniem na prognozy dla warszawskiego parkietu.
Te ostatnie to np. słabe wyniki szwajcarskiego banku Credit Suisse oraz ostrzeżenie jego szefów, że to jeszcze nie koniec skutków kredytowego kryzysu. W efekcie doniesień z Credit Suisse z inwestorów na Starym Kontynencie uleciał w czwartek cały optymizm, którego mogli nabrać po środowym wzroście indeksów w USA o 1-1,5 proc. Indeksy we Frankfurcie i Paryżu spadły w ciągu dnia nawet o blisko 2 proc. .
A na dokładkę pojawiły się słabsze od oczekiwań wyniki finansowe kilku ważnych europejskich firm, pogłoski, że wielki amerykański bank Citigroup może obniżyć wypłatę dywidendy, a na koniec także informacje o mniejszych, niż oczekiwano wydatkach konsumentów w USA oraz o najgorszym od trzech lat wyniku kwartalnym największego na świecie koncernu naftowego Exxon Mobil. Indeksy w USA zakończyły czwartek ponad 2,5 procenta pod kreską.
Pogorszenie nastrojów na giełdach Zachodniej Europy oraz w USA nie pozostanie pewnie bez wpływu na piątkowe notowania w Warszawie. Paradoksalnie graczom w Warszawie może pomóc fakt, że piątkowa sesja przypada w środku przedłużonego weekendu. Niewykluczone, że część inwestorów zrobi sobie wolne i obroty będą niewysokie. Nawet jeśli ceny spadną, wymowa sesji ze względu na niską frekwencję graczy, nie będzie jednoznacznie negatywna.