Już teraz ocenia się, że tegoroczne pożary buszu są największe i najbardziej kosztowne w całej historii Australii.
Na wschodnim wybrzeżu Australii nadal szaleje 80 pożarów, w tym - w parku narodowym Góry Błękitne koło Sydney. Miasto od ponad 10-ciu dni spowite jest gęstym, sinym dymem. W całym kraju spłonęło już blisko 600 tysięcy hektarów lasu, a ogień strawił około 200-stu domów. Jak dotąd ewakuowano 10 tysięcy ludzi, w tym już półtora tysiąca dziś z
Berrara na południe od Sydney. Z pożarami walczy blisko 20 tysięcy strażaków. Dym, który jest widziany nawet z kosmosu, dociera już do odległej o 2 tysiące kilometrów Nowej Zelandii.
Straty powstałe w wyniku pożarów szacuje się wstępnie na
70 milionów dolarów - czyli dwukrotnie więcej, niż w pożarach z 1994 roku, uważanych dotąd za najgorsze w historii. Samo użycie helikoptera, bombardującego wodą płonący busz, kosztuje 18 tysięcy dolarów dziennie.
Nocne obfite deszcze - 40 milimetrów w niektórych rejonach - nie przyniosły większej ulgi. Temparatury dziś znów wzrosły do 35ciu stopni, a silne wiatry powodują dalsze rozszerzanie się ognia.