Minister Szmajdziński wyjaśnił w "Sygnałach Dnia" w Programie Pierwszym Polskiego Radia, że NATO chce w najbliższym czasie wysłać do Afganistanu dodatkowych żołnierzy, ale nie będzie wsród nich Polaków. Obecnie w Afganistanie jest około 120 polskich żołnierzy i oficerów. NATO chce zwiększyć swoje siły w tym kraju z 6-ciu i pół do blisko 9-ciu tysięcy żołnierzy.
Minister obrony przyznał, że kilkudziesięciu żołnierzy, którzy wrócili z Iraku, potrzebuje pomocy psychologicznej. O problemach powracających żołnierzy napisał wczoraj polski "Newsweek". Jerzy Szmajdziński podkreślił, że zjawisko to nie ma charakteru masowego.
Jerzy Szmajdziński nie wykluczył, że polscy żołnierze będą w Iraku jeszcze po pierwszym stycznia 2006-go roku, czyli po wygaśnięciu mandatu, udzielonego siłom międzynarodowym przez ONZ. Podkreślił, że będzie to zależeć od rozwoju sytuacji w Iraku, od tamtejszych władz i od decyzji ONZ.
Szmajdziński powiedział, że zadania polskich żołnierzy w Iraku pozostaną takie same, zmieni się tylko rozłożenie akcentów. Ważniejsze stanie się szkolenie irackiej armii, ochrona irackich władz i przygotowania do wyborów, zapowiedzianych na grudzień lub styczeń. Minister dodał, że Polacy chcą opuścić bazy w Karbali, Nadżafie i innych miastach. Nie wyklucza się też opuszczenia obozu w Babilonie. Polskie bazy zostałyby przekazane armii irackiej. Szmajdziński powiedział, że na razie nie jest możliwe przejęcie przez Polaków strefy, opuszczonej wcześniej przez Hiszpanów. Tereny te kontrolują teraz Amerykanie.
Minister obrony wyraził opinię, że gdyby iraccy terroryści porwali Polaka, to nie należałoby z nimi negocjować. Szmajdziński podkreślił, że ustępstwa przed terrorystami sprawiają, iż wszyscy są mniej bezpieczni. Minister uznał za błąd polityczny decyzję rządu Filipin, który postanowił wycofać z Iraku swych żołnierzy, gdy terroryści zagrozili śmiercią porwanemu Filipińczykowi.