Rzecznik izraelskiego rządu Avi Pazner zapowiedział, że Izrael - w odwecie za zamachy bombowe - przeprowadzi bezlitosną akcję przeciwko palestyńskim organizacjom terrorystycznym.
Rano, w zamachu w autobusie koło miasta Safed na północy kraju zginęło 9 osób a 38 zostało rannych. Do zamachu przyznała się organizacja Hamas. Kilka godzin później, przed Bramą Damasceńską w Jerozolimie, palestyński zamachowiec posterunek izraelskiej straży granicznej. Zginęło co najmniej 3 osoby, a 14 zostało rannych.
Według izraelskich źródeł, premier Ariel Szaron odwołał planowane na przyszly tydzień spotkanie z władzami Autonomii. W ich trakcie miały zostać omówione plany złagodzenia restrykcji wobec Palestyńczyków. Rząd Szarona winą za wszystkie zamachy obarcza władze Autonomii. Przywódca Palestyńczyków odrzuca te oskarżenia, wielokrotnie potępiając kolejne zamachy bombowe.
W porannym zamachu na autobus zginęli głównie izraelscy żołnierze, którzy wracali z weekendu w Hajfie do baz wojskowych na północy kraju. Do zamachu przyznała się organizacja Hamas, która przeprowadza zamachy w odwecie za izraelski nalot na miasto Gaza. Zginęło wtedy 15 osób, w tym jeden z przywódców tej organizacji. Armia izraelska od dwóch dni zajmuje miasto Nablus na Zachodnim Brzegu, by - jak twierdzą izraelskie służby wojskowe - zniszczyć infrastrukturę Hamasu.
Kilka godzin po wybuchu autobusu, doszło do kolejnego zamachu. Palestyńczyk otworzył ogień w kierunku posterunku izraelskiej policji koło Bramy Damasceńskiej na Starym Mieście w Jerozolimie. Co najmniej 3 osoby zginęły, a 14 zostało rannych. Funkcjonariusze straży granicznej odpowiedzieli ogniem, zabijając zamachowca. Nie wiadomo, kim byli pozostali zabici.
