Pomysł utworzenia korpusu prawników powstał po sprawie dwóch polskich żołnierzy przypadkowo postrzelonych w 2006 roku przez Amerykanów w Iraku. Dwaj Polacy dopiero po czterech latach uzyskali od amerykańskiej armii 100 tysięcy dolarów odszkodowania.
Przez cały czas ich sprawę za darmo poprowadziła mecenas Ewa Don-Siemion. Jak tłumaczy, bez pomocy profesjonalnego prawnika, żołnierze nie dostaliby odszkodowania. "To była również kwestia złożenia dokumentacji. Trzeba było szczegółowo opisać historię zdarzenia, jego przyczyny i skutki. To są wielostronicowe dokumenty, wymagające wielu załączników, które trzeba było pozbierać po szpitalach w całej Polsce i za granicą i przetłumaczyć z pomocą tłumacza przysięgłego. Z tego zrobiły się dwa duże segregatory" - tłumaczy mecenas Don-Siemion.
Helsińska Fundacja Praw Człowieka argumentuje, że w większości NATO-wskich armii żołnierze mają do dyspozycji prawników. Najbardziej znany przypadek to jednostka Judge Advocate General's Corps (JAG), działająca w amerykańskiej armii.
Maciej Bernatt z Helsińskiej Fundacji przekonuje, że Polacy na misjach często są pozostawieni sami sobie. Jak dodaje, nie chodzi tu wyłącznie o przypadki spraw karnych jak sprawa Nanghar Khel, ale również o sprawy osobiste poszczególnych żołnierzy. "Misja wojskowa może wiązać się z wieloma problemami, które mają swój skutek prawny. Chodzi o profesjonalnych prawników, a nie tylko o obrońcę, który będzie bronił żołnierzy z Naghar Khel.
Jak dotąd przedstawiciele Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka dwukrotnie spotkali się w tej sprawie z urzędnikami ministerstwa obrony. Przedstawiciele resortu wyrazili wstępne zainteresowanie tą kwestią.