Posiedzenie Izby Cywilnej Sądu Najwyższego, na którym ma zapaść wyrok w sprawie kredytów frankowych, zaplanowano na 25 marca.
Przed posiedzeniem banki sprawdzają, jacy sędziowie będą orzekać i czy ich dotychczasowe doświadczenie może mieć wpływ na treść wyroku - pisze "Puls Biznesu".
- Połowa sędziów izby wchodziła w skład zespołów orzekających w sprawach frankowych w ostatnich kilku latach. Wyroki były bardzo różne: od stwierdzenia, że umowa kredytowa może dalej obowiązywać przez wyeliminowanie klauzuli abuzywnej z zachowaniem pierwotnych warunków, po wprowadzenie przelicznika "złoty na LIBOR" – mówi w rozmowie z gazetą prawnik jednego z banków.
Uchwałę musi przegłosować dwie trzecie sędziów. Sąd jednomyślny raczej nie będzie, bo od czasu wprowadzonej przez PiS reformy sądownictwa sędziowie są mocno podzieleni.
Dzielą się na tych, których wybrała nowa KRS i na tych, którzy sędziami SN zostali jeszcze przed reformą.
- Sprawa ma charakter ustrojowy. Nawet jeśli izba zbierze się w komplecie, może pojawić się pytanie o prawomocność orzeczenia w świetle kontrowersji dotyczących powołania KRS i jej decyzji. Pytania do sędziów są tak napisane, że odpowiedzi będą miały charakter rozstrzygający dla obu stron frankowego sporu: banków i frankowiczów. W efekcie jedna ze stron poczuje się przegrana i być może nie będzie skłonna pogodzić się z tym faktem. To z kolei będzie stanowić podglebie do kwestionowania uchwały – mówi "Pulsowi Biznesu" prawnik.
O ile problem z wyrokiem może dotykać kwestii politycznych, to stronniczości sędziom zarzucić raczej nie będzie można.
Banki sprawdziły skład izby także pod kątem tego, czy jej członkowie sami są frankowiczami.
Okazało się, że z całego składu tylko dwóch członków ma kredyty we frankach.
Dr Tomasz Szanciło zaciągnął kredyt w 2008 roku, a Dariusz Dończyk w 2005.
Spośród sędziów, którzy będą orzekać w sprawie kredytów frankowych, pożyczki spłacają jeszcze cztery osoby - trzy w złotówkach, a jedna w euro.