Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Niedawno przeczytałem tekst, w którym prawnik rozprawiał się z obrońcami stawki WIBOR. Tekst mną dosłownie wstrząsnął, bo wydawało mi się, że kwestia stosowania stawki WIBOR w umowach kredytowych jest poza dyskusją i nie podzieli losu stosowania franków szwajcarskich w umowach kredytowych. Okazało się, że bardzo się myliłem.
Rozkręcana jest akcja mająca na celu doprowadzenie do tsunami pozwów procesowych, a w konsekwencji do ponurych skutków dla Polski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie tylko kredytobiorcy i banki. Wielu interesariuszy
WIBOR to referencyjna wysokość oprocentowania pożyczek na polskim rynku międzybankowym.
Wyznaczana jest jako średnia arytmetyczna wielkości oprocentowania podawanych przez największe banki działające w Polsce, które są uczestnikami panelu WIBOR, po odrzuceniu wielkości skrajnych. W tej sprawie można wyróżnić kilka stron.
Pierwsza strona to kredytobiorcy, których w umowach obowiązuje zapis o oprocentowaniu z marżą banku plus WIBOR (trzymiesięczny lub sześciomiesięczny).
Drugim interesariuszem są banki, które udzielały kredytów, w których używana jest stawka WIBOR. Trzecim są kancelarie prawne, które mogą występować w interesie kredytobiorców twierdzących, że ich umowy są nieważne. Czwartym są media, które mogą dawać miejsce do dyskusji nt. zasadności roszczeń kredytobiorców. Piątym – władza wykonawcza i ustawodawcza.
Nikt nie zarzucał bankom kryminalnych nadużyć
O co idzie bitwa (bo to jest prawdziwa wojna)? W 2012 r. wykryta została afera z manipulowaniem stawką LIBOR (London Interbank Offered Rate), odpowiednikiem WIBOR-u dla świata globalnych finansów. Wyszło na jaw, że około 20 banków manipulowało międzybankowymi stopami kredytowymi, z których codziennie wyciąga się średnią LIBOR.
Doprowadziło to do wymierzenia potężnych kar finansowych i do zastąpienia LIBOR innymi stawkami. W nowych stawkach zamiast oświadczeń banków co do wysokości oprocentowania pożyczek, bierze się pod uwagę transakcje, które miały już miejsce na rynku finansowym.
W Polsce nikt, nigdy przez kilkadziesiąt lat, nie zarzucał bankom kryminalnych nadużyć przy wyznaczaniu WIBOR.
Kto by nie chciał mieć darmowego kredytu?
Jednak globalna zmiana wskaźników narzuciła i Polsce przejście z WIBOR na inny wskaźnik – WIRON (jest opracowywany w oparciu o transakcje depozytowe zawierane nie tylko pomiędzy bankami i instytucjami finansowymi, ale również dużymi przedsiębiorstwami).
WIRON w sytuacji, kiedy stopy procentowe będą spadać, jest mniej korzystny dla kredytobiorców niż WIBOR. W Polsce WIRON miał obowiązkowo zastąpić WIBOR z końcem tego roku, ale zostało to przesunięte do 2027 r.
Kredytobiorcy zachęceni sukcesami zadłużonych we frankach są oczywiście chętni do pójścia ich drogą. Kto by nie chciał mieć darmowego kredytu?
Trudno mi ich winić, bo po prostu dbają o własny portfel. Zniechęcanie ich do tego, żeby nie procesowali się z bankami ma mały sens, bo nie będą takich apeli słuchali, licząc na duże zyski.
To, że coś jest bardzo niekorzystne dla całej Polski do nich najpewniej nie przemówi – powtarzam: nie winię nich za to. Ostrzegam jedynie, że taki proces będzie bardzo trudny, wieloletni, z niewielkim prawdopodobieństwem sukcesu i z zepsuciem sobie historii kredytowej, co może mieć kiedyś znaczenie.
Drugim interesariuszem są banki. Ich zarządom, ale i zwykłym pracownikom, cierpnie skóra na myśl o rozkręcenia procesów o unieważnienie umów kredytowych z WIBOR.
Kredytów ze stawką WIBOR w formule oprocentowania kredytu jest zdecydowanie więcej niż tysiąc miliardów złotych (jeden bilion), czyli ok. 30 proc. sumy bilansowej banków i ponad 30 proc. polskiego PKB (dane za 2022 r.).
Banki przestałyby udzielać kredytów
W 2023 r. banki odnotowały zysk w wysokości ok. 30 mld zł, a był to rok wyjątkowy. Uruchomienie tsunami procesów doprowadzałoby do katastrofy całego sektora.
Jakie byłyby skutki fali procesów porównywalnych do tej z kredytami we frankach? Naprawdę nie przesadzam twierdząc, że banki zaczęłyby bankrutować, a Bankowy Fundusz Gwarancyjny szybko wyczerpałby swoje środki.
Trzeba by było albo obniżyć gwarancje dla klientów banków, doprowadzając do dużych strat obywateli albo zadłużać Polskę, dopłacając z budżetu. Poza tym całkowicie wyschłaby akcje kredytowa.
Banki przestałyby udzielać kredytów albo z powodu braku funduszy albo ze strachu przed kolejnymi falami procesów.
Nie dałoby się kupić mieszkania w kredycie, zamarłaby bazująca na kredytach aktywność gospodarcza. Recesja, potężny wzrost zadłużenia i przecena złotego – taki byłby skutek. Proszę mi wierzyć: naprawdę nie przesadzam.
Trzeci interesariusz to kancelarie prawne. Są kancelarie, które zachęcają do procesów z bankami, twierdząc nawet, że istnieje coś takiego jak "systemowa abuzywność WIBOR". Inaczej mówiąc: twierdzą, że każdą umowę z WIBOR należałoby unieważnić, bo jest ona skażona przez systemowe używanie klauzul niedozwolonych.
Teoretycznie kancelarie prawne też należałoby zrozumieć, bo dbają o portfele. To jednak są podmioty bardziej świadome ryzyka dla Polski wynikającego z takich procesów. Nie jestem w stanie podjąć z nimi dyskusji, bo prawnikiem nie jestem i wiem, że na każde moje stwierdzenie znajdą mnóstwo swoich wyjaśnień. Twierdzę jedynie, że prawnicy powinni zdecydowanie bardziej dbać o dobrostan społeczeństwa niż pojedynczy obywatel.
Kolejny interesariusz to media. Wiem, że kwestie związane z kredytami, szczególnie jeśli rodzą nadzieję na zysk (i to duży zysk), są bardzo chętnie czytane, oglądane i "klikalne". To ta zawartość (zwana z angielska "contentem"), która przyciąga reklamodawców, a to zwiększa zyski danego medium. Dziennikarze to jednak grupa ludzi, która wie zdecydowanie więcej niż przeciętny obywatel. Tzw. czwarta władza.
Fala pozwów dot. WIBOR-u byłaby ponad pięć razy większa
Można więc i trzeba apelować o zachowanie właściwych proporcji w promowaniu treści zachęcających do procesów w sprawie umów z WIBOR oraz do zwalczania takich pomysłów. Na miejscu redaktorów naczelnych zastanawiałbym się naprawdę długo, zanim udostępniłbym miejsce zwolennikowi procesów.
Prawnicy i dziennikarze uprawiają zawody zaufania publicznego i z tego powodu można od nich oczekiwać zdecydowanie więcej niż od przeciętnego Polaka.
Ostatni interesariusz to szeroko rozumiana władza (rząd, parlament, UKNF). To instytucje, które powinny doskonale wiedzieć, czym grozi fala pozwów w sprawie umów kredytowych z WIBOR. Są więc zobowiązane do podjęcia wszelkich niezbędnych kroków do jej zahamowania. Jestem przekonany, że takie działania są możliwe i konieczne.
Apeluję niniejszym do wszystkich tych podmiotów o podjęcie działań, które ostatecznie zahamują wzbierającą falę pozwów sądowych.
Zlekceważenie takich pozwów w sprawie kredytów frankowych doprowadziło według mnie do – w wielu przypadkach niesprawiedliwego – uprzywilejowania Polaków zadłużonych w walutach obcych.
Banki pokazują liczby. Te dane nie są optymistyczne
Zlekceważono np. projekt ustawy przygotowany przez KNF. Teraz, jak słyszę, jest na taką ustawę za późno, bo wiele furtek zamknęły wyroki TSUE.
Ludzie, którzy chcą doprowadzić do masowego negowania zasadności stosowania wskaźnika WIBOR, przypominają mi uczniów czarnoksiężnika z ballady Goethego.
Cytuję za Wikipedią: "Uczeń czarnoksiężnika pod nieobecność mistrza pragnie sprawdzić siłę swej mocy. Zaklina miotłę, aby ta nosiła wodę (do wanny). Kiedy wody jest już wystarczająco dużo, okazuje się, że uczeń zapomniał zaklęcia. W przerażeniu rozłupuje miotłę siekierą, lecz zamiast położyć kres przybywaniu wody, teraz już dwie miotły ją noszą. Dom przed zalaniem ratuje powrót czarnoksiężnika".
Kto wystąpi w sprawie WIBOR w roli czarnoksiężnika?
Piotr Kuczyński, analityk domu inwestycyjnego Xelion