6,2 mld zł, czyli 139 proc. więcej niż rok wcześniej — tyle zarobiły banki od stycznia do marca 2022 r. To miał być rekordowy rok, ale sytuacja jednak się zmieniła i z jeszcze niedawno szacowanych 20 mld zł zysku netto prawdopodobnie niewiele zostanie. Nikomu nie wyjdzie to na zdrowie — uważają analitycy.
Banki w odwrocie
- Rentowność sektora idzie w kierunku jednocyfrowej wartości, podczas gdy mamy dwucyfrową inflację. To niepokojące, bo może się okazać, że banki nie będą w stanie finansować gospodarki, co jeszcze bardziej ją wyhamuje – uważa Michał Sobolewski z biura maklerskiego Banku Ochrony Środowiska (BOŚ).
Jego zdaniem szczyt rentowności sektora przypadnie na drugi kwartał tego roku. Zaznacza, że kolejne okresy rozliczeniowe będą już wyraźnie słabsze. W podobnym tonie wypowiada się inny nasz rozmówca.
– Ze względu na wakacje kredytowe i inne koszty regulacyjne [w tym m.in. fundusz wsparcia kredytobiorców, zwrot prowizji w przypadku wcześniejszej spłaty kredytów, fundusz ochronny ogłoszony dopiero co przez Komisję Nadzoru Finansowego – red.] w kolejnych kwartałach wyniki będą sporo niższe niż w pierwszym kwartale. Być może wyniki tegoroczne będą niższe niż w ubiegłym roku [w 2021 r. zysk netto wyniósł 8,9 mld zł — red.] – przewiduje Andrzej Powierża z domu maklerskiego Citi Handlowego.
Zarówno zdaniem poprzednich rozmówców, jak i Michała Konarskiego z biura maklerskiego mBanku, sektor się kurczy przez spadek akcji kredytowej i nadpłaty kredytów. Dodatkowym problemem mogą się okazać wyższe koszty ryzyka, niż zakładają prognozy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wakacje kredytowe kontra płynność sektora
Zgodnie z szacunkami, wakacje kredytowe, przewidziane na ten i kolejny rok, mogą kosztować banki w sumie 20 mld zł. Jeśli 80-90 proc. kredytobiorców skorzysta z nich, zdaniem analityka mBanku sektor może mieć chwilowy problem z płynnością. Obecnie wskaźnik kredytów do depozytów w sektorze wynosi 80/100. To oznacza nadpłynność. Efektywny wskaźnik to 90-95 proc.
- W bankach jest dużo depozytów, ale nie w żywej gotówce. Nie trzyma się jej, bo traci na wartości. Pieniądze zwykle lokuje się w dwóch rzeczach: kredytach i obligacjach, które mają odpowiednie tenory — jedne są krótko- inne długoterminowe — wyjaśnia Michał Konarski.
Płynnością można, a nawet trzeba odpowiednio zarządzać. Jak tłumaczy analityk, papiery wartościowe, gdy sytuacja tego wymaga, a tak może być w przypadku wakacji kredytowych, można zamknąć przed terminem — najwyżej ze stratą. Można też ściągnąć z rynku więcej gotówki.
Czy zanosi się na wojnę depozytową?
- Konkurowanie o depozyty jest czymś normalnym. Obecnie koszt finansowania sektora jest rekordowo niski, porównując średnie oprocentowanie depozytów i oprocentowanie WIBOR. Nie wyobrażam sobie, że różnica pomiędzy nimi nie będzie się zmniejszać. Zaskoczony jestem, że tak wolno się to dzieje, ale oferta depozytowa już się poprawia. Do konkurencji o pieniądze gospodarstw domowych przystępuje państwo z obligacjami detalicznymi. Rywalizacja przyspieszy i będzie to czymś naturalnym i nieuniknionym — uważa Andrzej Powierża.
Po co ściągać gotówkę z rynku do banków? Zastanawia się nad tym Michał Konarski. Jego zdaniem nie ma to sensu.
— Rozumiem, że oferty depozytowe banków z udziałem Skarbu Państwa są odpowiedzią na apel rządu. Nie są one jednak wcale takie atrakcyjne dla klientów, jak się wydają na pierwszy rzut oka — stwierdza.
Podkreśla, że dawno nie było tak dobrej sytuacji — zarówno w segmencie detalicznym, jak i korporacyjnym jest nadpłynność. Z czego to wynika? Polski Fundusz Rozwoju wlał do sektora bankowego kilkaset miliardów złotych, zasilając oba segmenty. Mamy więcej pieniędzy na rachunkach bankowych niż kredytów, które - zdaniem analityka mBanku - trzeba odpowiednio zaalokować. Pytanie: gdzie?
Rynek kredytowy w zapaści
- Obligacji za dużo nie można mieć. Kredyty sprzedają się coraz gorzej, szczególnie wśród Kowalskich. Ludzie tracą zdolność, bo banki muszą robić testy skrajnych warunków na wysokiej stopie procentowej: 10-11 proc. [Rada Polityki Pieniężnej w środę ustaliła główną stawkę na poziomie 6 proc. i wiele wskazuje na to, że to nie koniec podwyżek — red.]. W tych warunkach odsetek odrzuconych wniosków rośnie, a popyt mocno spada – odpowiada.
Jak długo to potrwa?
— W czerwcu banki dalej będą odrzucały wnioski. Dlaczego? Bo od lipca wchodzą wakacje kredytowe i wszystko, co udzielą do tego czasu, może zostać nimi objęte. To oznacza dla banków dodatkowy koszt — mówi Michał Konarski.
Cała nadzieje w firmach.
- Siłą rozpędu kredyty korporacyjne powinny w tym roku sprzedawać się bardzo dobrze. Jednak im bliżej końca roku, tym gorzej — będzie słabł zarówno popyt, jak i podaż. Gospodarka będzie zwalniać, więc banki zaostrzą politykę kredytową. Przeszkodą będzie też wysokie oprocentowanie — rozwiewa wątpliwości Michał Konarski.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl