Takiego polskiego startupu jeszcze nie było. Lovely to polski producent seksualnego Endomondo. Specjalna nakładka mierzy długość i jakość stosunku, a potem podpowiada, jak poprawić seks. Na rodzimym rynku trudno o sukces z takim produktem, jego twórcy chcą więc podbić Stany Zjednoczone. Lada moment mogą zadebiutować w gigancie, jakim jest amerykańska sieć sklepów Target.
- Jak wyglądają prezentacje naszego produktu? Normalnie, jak każde inne. No dobra, na początku są zawsze śmiechy, czasami trochę niezręczności, ale później większość zaczyna rozumieć, o co nam chodzi. Kończy się najczęściej tym, że wszyscy rozmawiają o swoim życiu seksualnym - mówi money.pl Jakub Konik, twórca Lovely.
Trzy lata temu, gdy wszyscy jego znajomi na Facebooku udostępniali, ile to kilometrów nie przebiegli, on zaczął się zastanawiać po jednym ze stosunków ze swoją partnerką, ile w trakcie seksu spalili kalorii. Jakub stwierdził, że musi być jakaś apka lub urządzenie, które to mierzą. Szybko okazało się, że znalazł ciekawą niszę, a konkurencji nie ma do dziś.
Zaczął rozmawiać na ten temat z programistami i seksuologami. Pierwsi stwierdzili, że stworzenie odpowiedniego oprogramowania i wearable, czyli urządzenia podłączonego do sieci, nie będzie trudne. Drudzy, że taki sprzęt pomoże wielu parom. Prace trwały ponad rok.
Lovely to ostatecznie nakładka na penisa, która stymuluje narząd mężczyzny oraz łechtaczkę kobiety. Takich zabawek erotycznych jest jednak sporo, nawet Durex je sprzedaje. Polski produkt ma jednak - podobnie jak smartfon - dodatkowo żyroskop, akcelerometr oraz inne czujniki ruchu. Dzięki temu pokazuje, ile w trakcie stosunku spaliliśmy kalorii, jak długo się kochaliśmy oraz z jaką szybkością. Lovely w ten sposób zebrane dane wysyła do aplikacji na naszym smartfonie.
- Statystyka jest nudna. I to nawet jeśli chodzi o seks. Bardziej kręcące jest więc to, że na jej podstawie możemy podpowiedzieć jak polepszyć swoje życie seksualne. Chodzi nam więc głównie o porady - opowiada Konik.
To jednak nie wszystko. Lada moment grupa polskich i amerykańskich seksuologów ma zacząć udostępniać urządzenie swoim pacjentom. Na tej podstawie mają zacząć wysyłać im spersonalizowane rady.
Jak dotąd Lovely sprzedało się na świecie niecałe tysiąc sztuk. Mało? Gdy spojrzy się na jego cenę wynoszącą ok. 650 zł (169 dolarów) okazuje się, że nie jest to wcale słaby wynik jak na polski, niszowy startup. Konik liczy teraz na przełom, bo lada moment jego produkt ma trafić do sklepu internetowego Target.
To jedna z największych sieci handlowych w USA, której roczna sprzedaż oscyluje w granicach 250 mld zł. Dla porównania Biedronka ma ok. 45 mld zł obrotu.
- Udało się nam z nimi skontaktować, bo dostaliśmy zaproszenie na dwumiesięczne szkolenie dla startupów w San Francisco. Najpierw mamy trafić u nich do internetu, ale jak produkt chwyci, to także na półki - mówi.
Aby tak się stało, Lovely potrzebuje pieniędzy. Amerykańskie sieci wprowadzające nowe produkty na swoje półki życzą sobie bowiem tzw. ubezpieczenia produktowego. Polisa ma zabezpieczyć sklep i producenta na wypadek skarg czy reklamacji klientów. Twórca Lovely zapowiada, że casus wybuchającego Samsunga im nie grozi, bo urządzenie jest wyposażone w zabezpieczenie ognioochronne, ale i tak ubezpieczenie kupić musi.
- Nie stać nas na nie w tej chwili. Jesteśmy startupem. Na etacie pracują u nas dwie osoby, z czego jedna to ja. Szukamy więc środków w internecie - mówi.
Do 2 listopada serwis crowdfundingowy crowdway.pl pomaga w sprzedaży akcji Lovely (emisję przeprowadza Capital Partners). Spółka chce zebrać 1,6 mln zł, które przeznaczy na wykup polisy oraz produkcję nowych urządzeń. Pieniądze mają też pomóc w podbiciu nowych rynków: Niemiec, Kanady, Australii, Francji czy Wielkiej Brytanii.
A co jak się uda? Zdaniem twórców Lovely może nas czekać kolejna rewolucja seksualna. I to made in Poland.