Dopóki WIG20 nie zamknie się powyżej 1930 punktów nie można będzie mówić o trwałej tendencji wzrostowej.
Początek handlu na giełdzie we wtorek był kopią wydarzeń poniedziałkowych. WIG20 rósł, ale był to wzrost wyjątkowo niewielki. Nikt ewidentnie nie chciał wychodzić przed szereg i ujawniać swoich przed-świątecznych zamiarów. Sytuacja podobnie wyglądała na pozostałych europejskich parkietach.
Nawet po publikacji indeksów PMI obrazujących rozwój gospodarki w strefie euro giełdy nie reagowały. Dane były znacznie poniżej 50 punktów, co wprost można tłumaczyć jako słabe perspektywy poprawy w nadchodzącym kwartale.
Następnie przez cztery godziny na naszym rynku zapanował całkowity spokój, a prawdziwy handel zaczął się dopiero po 14 kiedy byki z przytupem weszły na parkiet. Wszyscy rzucili się na akcje największych spółek, a druga linia (mWIG i sWIG) wciąż pozostają w niełasce. W końcówce najsilniej zyskiwały PKO BP i PEKAO rosnąc o 5 procent oraz KGHM, który zyskiwał ponad 4 procent w opozycji do spadku cen miedzi.
Pretekstem całej zwyżki była informacja z KNF, że rynek kontraktów terminowych jest w 40 procentach zdominowany przez jednego zachodniego gracza. Chodzi oczywiście o bank inwestycyjny JP Morgan, którego niedawne prognozy i rekomendacje dla Polski są ogólnie mówiąc niekorzystne.
Tak aktywne zaangażowanie banku na rynku może interpretowane jako próba wygenerowania spadków i okazji do zarobku. Pozostali gracze przyjęli jednak strategię ucieczki do przodu i chcą obecnie znaleźć się jak najwyżej przed feralnym piątkiem, aby ewentualny spadek nie był tak bolesny.
WIG20 pchany na siłę w górę zakończył kolejny już dzień wzrostem o 2,6 procent i nawet całkiem solidnym obrotem. Reszta rynku wzrosła zaledwie o 0,5 procent.
Sesja w Stanach rozegrała się dopiero po posiedzeniu FOMC. Do tego czasu indeksy rosły ledwo o procent w oczekiwaniu na obniżkę stóp. Oczekiwano cięcia o 50 punktów, a okazało się że Ben Bernanke wcielił się w rolę Świętego Mikołaja i ogłosił obniżkę o 75 punktów a nawet więcej. Być może więcej, ponieważ po raz pierwszy w historii ogłoszono przedział stóp na 0-0,25 procent.
W tym momencie USA mają najniższe stopy procentowe na świecie. Swoją decyzją przebiły nawet Japonię z ich odwiecznie małymi stopami (0,3 procent). Reakcja była jedna - rakietowe wzrosty. W ciągu godziny indeksom udało się wzbić na 5 proc. wzrosty gdzie zakończyły sesję. Najbardziej na decyzji skorzystał sektor finansowy, który notował wzrosty o 11 procent.
FOMC ogłosił również że to koniec obniżek stóp (przecież i tak już niżej się nie da), a kolejnym krokiem będzie wykup złych kredytów z rynku. To będzie wymagać olbrzymiej ilości pieniędzy. Setek miliardów dolarów, które za rok znajdą się w realnej gospodarce. Innymi słowy po obniżkach stóp w USA drukarnie pieniędzy ruszają pełną parą.
Dziś po tak optymistycznym zakończeniu w Stanach wzrosty na początku są pewne. Dopóki jednak WIG20 nie zamknie się powyżej 1930 punktów nie można będzie mówić o trwałej tendencji wzrostowej. Pamiętajmy też, że dziś kolejna odsłona walki JP Morgan kontra Polska drużyna narodowo-giełdowa. Zakończenie przez wszystkie nakładające się czynniki jest nieprzewidywalne, ale na pewno będzie ciekawe.