Podczas czwartkowej sesji za oceanem indeksy kontynuowały największe miesięczne wzrosty od 34 lat. Od początku marca S&P500 zyskał już 23 proc. i wielkimi krokami zmierza po raz pierwszy od sierpnia do zakończenia całego miesiąca wzrostem.
Wczorajsza sesja przyniosła kolejne 2,3 proc. wzrostu, co zapewnia ogólnoświatową poprawię nastrojów oraz idącą z nimi z wyraźne sygnały techniczne, które pokazują, że miejsce do wzrostów to jeszcze co najmniej 10 proc. Indeksy azjatyckie w większości nie pokazały aż takiego optymizmu, ale neutralne zakończenie i tak było dobrym wynikiem po ostatnich zwyżkach. Inwestorów mógł martwić jednie fakt, że po raz pierwszy od 26 grudnia amerykańskie miesięczne obligacje znów cieszyły się takim zainteresowaniem, że sprzedawano je z oprocentowaniem minus 0.0152 proc. Oznacza to nic innego jak depozyt z ujemnymi odsetkami, a gracze pamiętają, co działo się w tydzień po 26 grudnia, po którym S&P500 spadał przez dwa miesiące.
Identycznie jak dziś w Azji, tak wczoraj w kraju prezentowały się warszawskie indeksy. Czwartkowa sesja z początku była zagadką. Z jednej strony środowe super-wzrosty zachęcały do realizacji zysków, z drugiej gracze bardzo chcą wykorzystać dobrą atmosferę do wytworzenia jak największego odbicia. Doskonale widać było tą strategię w pierwszej godzinie notowań. Najpierw WIG20 wybił się na jednoprocentowy wzrost by za chwilę znaleźć się po czerwonej stronie rynku. Ostatecznie w ramach kompromisu rynkowych sił indeks przykleił się do poziomu wczorajszego zamknięcia i trwał przy nim nie reagując na niewielkie zmiany zachodnich giełd.
Podobnie jak w środę, gwiazdą sesji był Lotos. W trakcie sesji spółka zyskiwała nawet 23 proc. Co prawda tak rewelacyjnego wyniku nie udało się utrzymać do końca, ale ostateczny wzrost o 14,3 proc. i tak zapewnił firmie 30 proc. wzrostu w zaledwie dwa dni.
Rynek pozostawał spokojny do danych makro ze Stanów. Kiedy tygodniowa ilość nowych bezrobotnych w USA okazała niemal zgodna z prognozami (wyniosła 652 tysiące) oraz lepsze od oczekiwań były dane o spadku PKB w Stanach w ostatnim kwartale 2008 roku pojawiła się ze strony kupujących chęć do przetestowania maksymalnych poziomów z rozpoczęcia sesji. Jasno trzeba powiedzieć, że żadna z informacji nie niosła ze sobą diametralnej poprawy gospodarczej, ale nastrój do wzrostów po ostatnich zwyżkach wciąż jest, więc jeżeli tylko dane nie zaskakują negatywnie to interpretuje się je jako dobre. Trudno przecież za oznakę poprawy uznać, że największa na świcie gospodarka zmniejszyła się ,,tylko" o 6,3 proc. a nie jak pierwotnie prognozowano aż 6,6 proc.
Test maksimów był jednak wszystkim, do czego były zdolne byki i zaraz po dojściu do 1650 pkt. podaż zaczęła naciskać. Jej działanie było na tyle skuteczne, że w ostatnich minutach WIG20 ponownie notował spadek. Był on jednak na tyle kosmetyczny, że po środowym rajdzie można śmiało uznać to za odpoczynek konieczny do uspokojenia sytuacji. Wczorajsza sesja dziś nie będzie już miała znaczenia, ponieważ uwaga skupi się na danych o przychodach i wydatkach amerykanów. Ostatnie informacje z rynku pracy dają nadzieje, że dzisiejsze informacje również mogą pozytywnie zaskoczyć. Po pozytywnym początku rynki powinny, więc czekać na informacje, ale niezależnie od piątkowych wydarzeń cały tydzień zakończy się wzrostem o ok. 6-7 proc., co utrzyma średnioterminowe sygnały kupna.