Poniedziałkowa sesja na GPW nie była specjalnie interesująca. Początek był wzrostowy tylko dlatego, że musieliśmy odrobić piątkowe spadki, które były konsekwencją słabych danych z amerykańskiego rynku pracy.
Zupełnie niepotrzebnie europejscy gracze przejęli się tą informacją, bo choć dane przebiły nawet najbardziej pesymistyczne oczekiwania, to amerykański popyt bez większego problemu wyciągnął S&P500 na plusy. Przez to nasz parkiet musiał wczoraj zanotować wzrosty, ale ich skala wcale nie była wcale imponująca. WIG20 spędził całą sesję w stagnacji będąc kilka punktów poniżej ubiegłotygodniowego szczytu. To mierny wynik w porównaniu do giełd regionu, ponieważ rosyjski RTS zyskał aż 7,5 proc., a węgierski BUX 3,5 proc. Jak widać zachodni kapitał wraca do Europy Środkowo-Wschodniej. W końcu powinno się to przełożyć również na poprawę na naszym rynku, ale przewidzenie daty takiego „uderzenia" jest niemożliwe.
Wczoraj w kalendarium nie było żadnych danych, które mogłyby wpłynąć na postawę inwestorów. Dziś mamy do czynienia z analogiczną sytuacją i znów przy braku danych na uprzywilejowanej pozycji będzie popyt, bo ostatnie informacje zaskakują negatywnie co powoduje większą nerwowość na parkietach. Wczorajsza sesja w Stanach również nie będzie żadną wytyczną na dziś, ponieważ indeksy oscylowały wokół poziomu neutralnego i zakończyły kosmetycznymi zwyżkami.
Dzisiejsza sesja na GPW powinna doprowadzić WIG20 do strefy 2480-2500 pkt., które są celem byków, bo jej przekroczeniu wyraźnie wzmocni się wiara w dalsze wzrosty, co będzie konsekwencją oddalania się na bezpieczną odległość od obszaru ostatniej konsolidacji. Pierwsze sygnały ostrzegawcze pojawią się gdy nie uda się zrealizować tego wzrostu.
Po stronie niedźwiedzi atuty to fakt dotarcia przez S&P500 do poziomu 61,8 proc., zniesienia całej fali bessy od maja 2008 do marca 2009, a więc istotnego poziomu z punktu widzenia Fibonacciego. W skali mikro niepokoić może dzisiejsza informacja o niemal potwierdzonym upadku największego japońskiego przewoźnika Japan Airlines Copr. Firma ta była już w ciągu ostatnich 9 lat trzykrotnie ratowana przez rząd japoński przed bankructwem. Pokazuje to brutalną prawdę, że każdemu pożyczkodawcy kiedyś mogą skończyć się pieniądze. Gdyby te obawy przeniosły się na rynek amerykański problemy rynków istotnie się powiększą.