Negatywne ceny ropy naftowej to zjawisko, którego w historii jeszcze nie widziano. Również różnice cenowe pomiędzy najbliższym kontraktem a kolejnym kontraktem były rekordowe.
Z punktu widzenia inwestorów na rynku ropy, szczególnie istotny był fakt, że majowy kontrakt wygasa już we wtorek, a w poniedziałek handlowano nim po raz ostatni. To zwiększało prawdopodobieństwo gwałtownych ruchów cenowych. Zazwyczaj jednak nie były one tak paniczne, a więc co przeważyło szalę tak mocno na korzyść sprzedających?
Kluczem do zrozumienia poniedziałkowej sytuacji są zapasy ropy naftowej, które w Stanach Zjednoczonych rosły ostatnio szybciej niż oczekiwano. Główne magazyny, w Cushing w stanie Oklahoma, są wypełnione w około 70 procentach i już w najbliższych tygodniach mogą zostać zapełnione w stu procentach. Na rynku pojawi się wtedy poważny problem z przechowywaniem surowca. Posiadacze wygasających kontraktów na ropę muszą dostarczyć ją w formie fizycznej do magazynów w stanie Oklahoma, więc zrozumiały był fakt, że spora część z nich była gotowa pozbyć się tego obowiązku za wszelką cenę.
Nie można wykluczyć, że takie sytuacje będą powtarzać w kolejnych miesiącach, ponieważ problem z zapełnionymi magazynami nie zniknął, a wręcz przeciwnie: będzie on coraz bardziej dotkliwy, o ile producenci ropy naftowej znacząco nie obniżą wydobycia. Część traderów już od kilku tygodni przechowuje ropę na tankowcach, licząc na wzrost jej cen w horyzoncie kilku miesięcy. Jednak również podaż tankowców drastycznie zmalała, co tylko uwypukla skalę problemu z zapasami ropy.
Paweł Grubiak - prezes zarządu, doradca inwestycyjny w Superfund TFI