– Gdyby nawet się opóźniał napływ środków z UE na KPO, nie będzie to miało żadnego wpływu na wzrost gospodarczy – stwierdził prezes NBP podczas czwartkowej konferencji prasowej, dotyczącej bieżącej sytuacji ekonomicznej kraju.
Przypomnijmy, że z budżetu polityki spójności na lata 2021-2027 Polska ma do dyspozycji ok. 76 mld euro. Z KPO, który ma wspomóc gospodarkę po pandemii, Polska wnioskuje o 23,9 mld euro dostępnych w ramach grantów oraz o 11,5 mld euro z części pożyczkowej. Na razie jednak te środki wciąż są "zamrożone" do czasu zatwierdzenia KPO przez Komisję.
Adam Glapiński o KPO
– Powtórzę jeszcze raz, każde euro otrzymane w ramach jakiegokolwiek planu i środków unijnych byłoby korzystne. Polsce coś daje, wszystko jedno, na co pójdzie. Czy na uszczelnianie budynków, informatykę, zieleń, przestawianie energetyczne i czyste powietrze. Każde euro to dobra rzecz, ale nie przesadzajmy – oświadczył prof. Glapiński. I dodał: – Napływ środków z KPO i tak nastąpi. Może to jakaś gra polityczna, że tak dobry dla polski rząd, jak widać we wskaźnikach ekonomicznych, chce się ukarać. Ale te środki nam się należą, a rząd rozpoczął prefinansowanie, wydaje z budżetu tyle środków, ile byłoby z KPO na poszczególne cele. Także to wpływa już na gospodarkę, samorządy dostają te pieniądze. Później dostaniemy te pieniądze z Unii Europejskiej jak nie teraz, to po wyborach.
Jak pisaliśmy na money.pl ministerialne projekty są już realizowane pełną parą. Bez kontroli budżetowej i Komitetu Monitorującego - informowała "Rzeczpospolita". Pieniądze pochodzą z Polskiego Funduszu Rozwoju.
KPO bez wpływu na Polaków?
Prezes NBP podkreślił, że KPO nie ma "prawie żadnego wpływu na poziom życia". W jego opinii walka polityczna ma sugerować, że "to miałoby mieć znaczenie dla przeciętnego Polaka".
Prof. Glapiński szacuje, że pieniądze z KPO wpłyną na "bardzo mały" wzrost PKB kraju o 0,4-0,5 proc. – To dla Polaka nic nie znaczy, to ważne tylko w debacie politycznej, bo ktoś komuś chce przyłożyć. Tym w ogóle nie należy się interesować.