Podczas piątkowej konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki oznajmił, że jeśli ktoś o przychodach do 12,8 tys. zł (czyli zarabiający "na rękę" kwotę netto 8521,81 zł) straciłby na Polskim Ładzie w porównaniu z 2021 r., to po rozliczeniu rocznym fiskus zwróci mu różnicę.
Premier podkreślił, że zażądał od Ministerstwa Finansów pilnych rozwiązań naprawczych do Polskiego Ładu. Propozycje zmian w przepisach podatkowych mamy poznać w ciągu najbliższych kilku tygodni.
We wtorek minister finansów Tadeusz Kościński potwierdził podczas konferencji prasowej zwołanej ad hoc, że decyzją rządu preferencją podatkową - czyli ulgą wyrównawczą - zostaną objęci poza etatowcami i przedsiębiorcami rozliczającymi się na zasadach ogólnych również zleceniobiorcy, emeryci, renciści oraz nauczyciele akademiccy, którzy mają część wynagrodzenia objętą wyższym kosztem uzyskania przychodu.
Uniwersalna ulga dla podatników na skutek zamieszania z Polskim Ładem
Główny ekonomista Ministerstwa Finansów Łukasz Czernicki w rozmowie z money.pl podkreślił, że nowa ulga, nad której koncepcją pracuje obecnie resort finansów ma być uniwersalna: jedna dla wszystkich tych grup. Preferencja ma dotyczyć również osób, które będą miały kilka źródeł dochodu, tj. łączą np. pracę na etacie z umową - zleceniem.
Czernicki podkreśla, że nie jest to naprawianie błędów w Polskim Ładzie, bo takich w ustawie nie ma, ale - zgodnie z wolą polityczną - poszerzanie go o nowych beneficjentów.
W dużym uproszczeniu docelowo ma to wyglądać tak, że pracodawcy naliczając wynagrodzenia będą musieli liczyć zaliczki na podatek dochodowy według starego i nowego systemu, a następnie wybierać niższą zaliczkę i tę odprowadzać do urzędu skarbowego - zdaniem księgowych - narażając przy tym pracowników lub zleceniobiorców na niedopłaty w podatku dochodowym na koniec roku.
Taki obowiązek nałożył na nich rozporządzeniem z 7 stycznia br. Minister Finansów. Ponieważ zdaniem prawników i księgowych rozporządzenie to było pogwałceniem obowiązujących zasad legislacyjnych (zarzucali ministrowi finansów m.in. przekroczenie uprawnień i poprawianie ustawy Polski Ład aktem niższej rangi), rozporządzenie przeniesiono (słowo w słowo) teraz do projektu ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych oraz ustawy o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych.
Projekt tej ustawy pojawił się w poniedziałek na stronie gov.pl, a we wtorek trafił już na obrady rządu.
Nowa ustawa ma ominąć konsultacje społeczne
Z naszych informacji wynika, że ustawa może trafić do Sejmu już na najbliższym posiedzeniu zaplanowanym na 26-27 stycznia br. i będzie procedowana jako inicjatywa poselska, by ominąć konsultacje społeczne i długi proces legislacyjny.
Jak łatwo to sprawdzić, w ustawie – poza treścią opisanego powyżej rozporządzenia - nie ma jednak ani słowa o rozwiązaniach, które zapowiedział premier oraz minister finansów, czyli o mechanizmach wyrównujących podatnikom ubytek w dochodach. Zapisy takie mają pojawić się dopiero w kolejnej ustawie, która jest na razie na etapie opracowywania koncepcji, więc wiele może jeszcze się zmienić.
Teoretycznie rząd nie musi spieszyć się z jej przyjęciem, ponieważ nowa ulga dla wszystkich, którzy osiągają przychód do 12,8 tys. zł brutto miesięcznie, będzie dotyczyła rozliczeń rocznych. Będziemy zatem mogli z niej skorzystać przy rozliczeniu PIT za 2022 r., a więc w 2023 r.
Jak podkreśla Czernicki, nie będzie już nowych, skomplikowanych algorytmów oddzielnych dla emerytów czy zleceniobiorców - jak to jeszcze tydzień temu zapowiadano w resorcie finansów - ale ogólna zasada, która pozwoli urzędom skarbowym w 2023 r. na zaproponowanie podatnikom korzystniejszej opcji rozliczenia się.
Jak opisuje główny ekonomista MF, najprawdopodobniej urzędy skarbowe będą przy rozliczeniu rocznym tworzyły dwa PIT-y. Jeden według starego systemu, a drugi – zgodnie z Polskim Ładem. Podatnik będzie miał prawo wybrać niższy podatek do zapłaty.
Wyprzedzając skargi urzędników na nadmiar nowych obowiązków, Łukasz Czernicki zapewnia, że cały proces ma być zinformatyzowany. Urzędnicy skarbowi nie będą musieli niczego sami przeliczać.
Urzędy skarbowe pod naporem pracy. "Błędy wyjdą w czasie kontroli"
Zapowiedzi resortu finansów niepokoją jednak prof. Adama Mariańskiego, adwokata, doradcę podatkowego i wykładowcę na Uniwersytecie Łódzkim. Przypomina, że podatnicy mają różne źródła dochodu, co bardzo skomplikuje przeliczanie podatków w dwóch systemach.
- Przykładowo: jeśli ktoś w wyniku obowiązujących przepisów podjął decyzję, że przechodzi z podatku linowego na skalę podatkową, to jak zostaną przeliczone jego połączone dochody z pracy na etacie i działalności gospodarczej? – pyta profesor. I dodaje, że każdy taki przypadek pracownik urzędu skarbowego będzie musiał sprawdzić i oddzielnie przeliczyć. Nie da się tego procesu zautomatyzować.
Również pracownicy urzędów skarbowych uważają, że spadną na nich nowe, czasochłonne obowiązki.
Jak przypomina Maria Kochańska z Federacji Związków Zawodowych Pracowników Skarbowych, duża część społeczeństwa wciąż rozlicza się za pomocą formularzy papierowych, które urzędnicy muszą ręcznie wklepywać do systemu. Pracowników skarbówki jest za mało do obsługi interesantów, a system jest awaryjny, często się zawiesza.
- Pracujemy na starym systemie informatycznym. Nikt na razie nie informuje nas o jego modyfikacjach. Nie jesteśmy więc w stanie np. policzyć teraz, czy pracodawcy odprowadzają prawidłowo zaliczki na podatek dochodowy zgodnie z rozporządzeniem z 7 stycznia br. - podaje przykład Kochańska i dodaje, że błędy wyjdą dopiero przy rozliczeniu rocznym lub w czasie kontroli u pracodawcy.
Również Agata Jagodzińska, liderka Związkowej Alternatywy w Krajowej Administracji Skarbowej uważa, że oprogramowanie to przysłowiowa pięta achillesowa skarbówki. Jako przykład podaje nowy system kadrowo-płacowy, z którym mierzą się od tego roku księgowe we wszystkich urzędach skarbowych.
- Nowy system do naliczania naszych płac jest wadliwy. Wynagrodzenia były po kilka razy przeliczane i porównywane z poprzednimi miesiącami, bo nic się nie zgadzało – opowiada Jagodzińska.
Pensje policzymy dwa razy. Rząd naprawia swój błąd
Pracodawcy krytycznie o nowym projekcie
Również pracodawcy nie zostawiają suchej nitki na nowych rozwiązaniach podatkowych rządu. Dyrektor finansowy w koncernie zatrudniającym ponad trzy tysiące pracowników przyznaje, że w dużych firmach "bez aktualizacji systemu naliczenie wynagrodzeń kilku tysiącom osób byłoby karkołomne". Menedżer dodaje, że koszt wdrożenia rządowego rozporządzenia to dla dużych firm wydatek od kilku do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych, z czego przedsiębiorca będzie mógł odliczyć sobie tylko 19 proc. wartości takiego zakupu w formie podatku.
- Reszta wydanych pieniędzy to nasz wkład w budowanie "bardziej sprawiedliwego systemu podatkowego" w Polsce - uśmiecha się gorzko nasz rozmówca.