Już za kilka dni – w piątek – odbędzie się szczyt Unii Europejskiej. Przywódcy państw zadecydują na nim o kształcie budżetu wspólnoty na najbliższe kilka lat. Jak pisze dziś "Rzeczpospolita", Polska nie straci środków na politykę spójności i rolnictwo. Na ostrzu noża są jednak miliardy euro przeznaczone na inne cele.
Pierwszym języczkiem uwagi jest klimat. Polska jest jedynym państwem, które nie określiło celu neutralności klimatycznej na 2050 rok. To dość odległa perspektywa, ale nasz rząd i tak nie zdecydował się na taki krok. A to oznacza, że możemy nie dostać 8 miliardów euro. Byłby to dość bolesny cios, bo Polska – jako tzw. region węglowy – musi ponieść bardzo wysokie koszty transformacji.
Druga sprawa to powiązanie funduszy z praworządnością. Przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel zaproponował zmiany, które mogą kosztować Polskę kilkanaście miliardów euro. Te sprawy zostaną poruszone albo na najbliższym szczycie (w piątek), albo na kolejnym – za dwa tygodnie.
Przewodniczący Rady Europejskiej zakłada, że fundusz będzie wart 750 miliardów euro. 70 proc. z tej kwoty ma być podzielone tak, jak chciała tego Komisja Europejska, a 30 proc. tej kwoty ma zostać rozdzielone z uwzględnieniem spadku PKB w krajach członkowskich w 2020 i 2021 r.
Michel postuluje, by kraje w których brak praworządności zagraża interesom finansowym Unii, mogły mieć zawieszane wypłaty środków. To w zasadzie zgodne ze stanowiskiem Komisji Europejskiej, ale szef RE jest ostrożniejszy, niż KE. W skrócie: KE proponuje, by ukaranie danego kraju było możliwe na wniosek nawet mniejszości państw członkowskich, zaś Michel chce, by decydowała o tym większość kwalifikowana.
Rzeczpospolita przypomina jednak, że w opinii wielu przywódców ten problem stał się obecnie nieco mniej palący. Bo UE ma większy problem na głowie – chodzi oczywiście o walkę ze skutkami pandemii koronawirusa.