Efektem motyla nazywa się zjawisko, w którym nieznaczące wydarzenie ma dalekosiężne konsekwencje, na przykład trzepot skrzydeł owada może kilka dni później spowodować burzę kilkaset kilometrów dalej.
Podobnie może być w polityce. Jedna decyzja w sprawie brexitu może mocno pogmatwać sejmową i rządową układankę. Przede wszystkim w obozie władzy. Kluczowy w tej kwestii jest Dominik Tarczyński, jeden z bardziej wyrazistych posłów PiS.
Po kolei. Tarczyński w maju w wyborach do europarlamentu uzyskał tzw. zawieszony mandat. To znaczy, że pracę w Brukseli zacznie dopiero wtedy, gdy miejsca w tamtejszym parlamencie zwolnią deputowani z Wielkiej Brytanii. Bo skoro ich kraj wychodzi z UE, to oni wychodzą z europarlamentu.
Zobacz: Brexit. Ekspert: Potrzeba ulg zachęcających do powrotu do Polski
To powinno się zdarzyć z końcem października, kiedy ma dojść do brexitu. Jeśli rzeczywiście do rozwodu Wielkiej Brytanii z Unią Europejską dojdzie, to mandaty "zawieszonych" europosłów zostaną odwieszone.
Co to ma wspólnego z polskim parlamentem? Ano sporo, jak się okazuje. Tarczyński korzystając z tego, że przynajmniej do końca października w Brukseli miał wolne, wystartował w wyborach do Sejmu. I - co czyni sprawę jeszcze ciekawszą - mandat zdobył.
Formalnie więc jest posłem elektem, ale jeśli pierwsze posiedzenie nowego polskiego Sejmu zaplanowane zostanie na listopad, to może nie wziąć w nim udziału. Jak bowiem sam zapowiedział na Twitterze, wtedy będzie już w Brukseli.
- Po 31 października będę posłem do PE. Prawo nie zakazuje łączenia mandatów do czasu brexitu - poinformował Tarczyński w mediach społecznościowych. PKW dodaje natomiast, że kwestie formalne leżą w gestii marszałka Sejmu.
A skoro tak, to spada kolejna kostka domina - ktoś miejsce Tarczyńskiego przy Wiejskiej będzie musiał zająć.
Kto to będzie? Wystarczy rzucić okiem na wyniki wyborów w okręgu nr 33, z którego mandat uzyskał przyszły europoseł. Tam PiS zgarnął aż 10 miejsc w Sejmie. Jedenasty wynik zdobył Mariusz Gosek, więc to on przejmie miejsce Tarczyńskiego w polskim parlamencie.
A to może się okazać kluczowa "szabla" w walce o resorty w rządzie. Gosek to jeden z najbardziej zaufanych ludzi Zbigniewa Ziobry, na dodatek urzędujący w mateczniku Solidarnej Polski, jakim są Kielce.
Gosek jest sekretarzem generalnym partii Ziobry, przez wiele lat był również dyrektorem biura poselskiego ministra sprawiedliwości. Teraz jest w zarządzie województwa świętokrzyskiego, ale jeśli nie będzie wielkich niespodzianek, to niedługo może przenieść się do Warszawy.
- Cieszę się z ogromnego poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości i doskonałego wyniku Solidarnej Polski w regionie i w kraju, ale nie czekam i nie "żyję" brytyjskim brexitem, a reszta decyzji przed nami - mówi Gosek na łamach lokalnego portalu echodnia.eu, pytany m.in. o objęcie stanowiska wojewody świętokrzyskiego.
Jednak dla Ziobry kolejny parlamentarzysta może być na wagę złota. Na ten moment jest bowiem tym "gorszym" z koalicjantów Jarosława Kaczyńskiego. Jarosław Gowin i jego Porozumienie wprowadziło do Sejmu 18 posłów. "Ziobrystów" jest "zaledwie" 17.
Gdy koalicyjna matematyka się wyrówna, to pozycja negocjacyjna Ziobry może wzrosnąć. Tajemnicą poliszynela jest, że obecny minister sprawiedliwości niekoniecznie jest największym stronnikiem szefa rządu Mateusza Morawieckiego.
A za wotum zaufania dla Morawieckiego musi zagłosować parlament. Bez 18 głosów sejmowych "ziobrystów" rząd nie powstanie. Minister sprawiedliwości ma więc sporo mocnych kart w ręku.
Jak nimi zagra? Okaże się prawdopodobnie w listopadzie. No chyba, że kwestia brexitu znowu zostanie odwleczona w czasie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl