Chiny mają problem
Problemy z dostępnością paliw to już światowa plaga. Tym razem o kłopotach mogą mówić mieszkańcy Chin. Jak się okazuje, limity w największym stopniu dotykają kierowców aut ciężarowych, którzy mogą zatankować najwyżej 10 proc. baku.
To jednak szczyt góry lodowej. Obserwatorzy wskazują zgodnie, że dodatkowy popyt ze strony sektora energii może zwiększyć konsumpcję ropy nawet o ponad pół miliona baryłek dziennie. Chińska gospodarka już teraz patrzy na prognozy z niepokojem i w obawie przed przerwami w dostawach prądu część firm przechodzi na generatory napędzane olejem napędowym.
Kolejki do dystrybutorów
Kierowcy ciężarówek w Państwie Środka nie raz całymi dniami muszą czekać na tankowanie. Jednocześnie limity sprawiają, że mogą oni zatankować jedynie 100 litrów, czyli zaledwie 10 proc. pojemności baku. W niektórych częściach kraju ma być jeszcze gorzej, a limity ograniczają dostępność paliwa od 25 litrów.
Wkrótce całe Chiny mogą borykać się z problemem w łańcuchach dostaw. Oprócz eksportu problem może przełożyć się na dystrybucję produktów na wewnętrznym rynku.
Dostawy z Chin. Za mało i za drogo
Liczby nie kłamią. Według wyliczeń ekspertów ceny frachtu morskiego z Chin są obecnie co najmniej 4-5 razy wyższe niż pod koniec 2019. Czarter kontenerowców ma być około 6 razy droższy. Znacząco spadła punktualność kontenerowców, co utrudnia planowanie logistyki.
Przepustowość światowych portów jest za mała by zaspokoić popyt, co nawet bez dodatkowych ograniczeń (np. związanych w kwarantanną pracowników) generowałoby opóźnienia" - wskazują ekonomiści PKO BP.
Z transportem lądowym nie jest wcale lepiej. Okazuje się, że globalny czas transportu koleją z Chin do Polski wzrósł z około 14 dni do powyżej 40. Z problemami boryka się również Wielka Brytania, gdzie liczba kierowców samochodów dostawczych spadła o 1/6 względem stanu sprzed pandemii.