- Potrzeba będzie od 12 do 18 miesięcy, aby branża odzyskała całą swoją przepustowość do poziomu sprzed pandemii, i to nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale także w całej Europie - ocenił w piątek w rozmowie ze Sky News John Holland-Kaye, prezes największego brytyjskiego lotniska, londyńskiego Heathrow.
Łatwiej zwolnić niż zatrudnić
- Nie powinniśmy być zaskoczeni wyzwaniami, przed jakimi stoi branża lotnicza. Przez dwa lata większość polityków i opinii publicznej wzywała do zamknięcia granic, co przyniosło druzgocące skutki. W całym sektorze zlikwidowano miejsca pracy dla bardzo wykwalifikowanych pracowników, co oznacza, że jako branża musimy ponownie zatrudnić pracowników i przeszkolić ich, aby byli w stanie obsługiwać pasażerów, a to wymaga czasu - przekonywał Holland-Kaye.
Jak wyliczył, przed pandemią COVID-19 jako obsługa naziemna w całej Europie zatrudnionych było 250 tys. osób, a teraz jest to około 120 tys. - Widać więc, jaka skala rekrutacji jest konieczna - skomentował prezes Heathrow.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo
Braki kadrowe w służbach naziemnych lotnisk - w tym wśród pracowników zajmujących się obsługą bagaży, ochroną i sprzątaniem, jak również wśród załóg samolotów - są główną przyczyną trwających na wielu europejskich lotniskach protestów, czego efektem jest duża liczba odwoływanych i opóźnionych lotów.
Tylko w Wielkiej Brytanii z powodu zbyt małej liczby personelu linie British Airways i easyJet musiały ostatnio odwoływać po sto lotów dziennie. Pojawiają się głosy, że winny temu stanowi rzeczy jest nie tylko koronakryzys.
Brytyjczycy żałują brexitu
Burmistrz Londynu Sadiq Khan uważa, że problemy z opanowaniem obecnego chaosu na Wyspach są też pokłosiem brexitu. Wyjście Wielkiej Brytanii z UE utrudniło bowiem zatrudnianie pracowników tymczasowych - a ci bardzo by się teraz przydali. Branża chce więc, by rząd uprościł procedury ich zatrudniania.
Jednak sekretarz transportu Grant Shapps nie zgadza się z tezą Khana. Winą za kolejki i odwołane loty obarcza linie lotnicze, które w czasie pandemii zwolniły zbyt dużo personelu, a po poluzowaniu restrykcji nie przewidziały, że tak wiele osób od razu wróci do podróży samolotami - tłumaczy portal Euronews.