Prezydencki projekt ustawy o dodatku solidarnościowym, który również podwyższa świadczenie dla bezrobotnych, może jeszcze dziś lub najdalej jutro wrócić pod obrady Sejmu. Powodem odesłania go do niższej izby Parlamentu nie są jednak żadne istotne zmiany, ale legislacyjne poprawki, zgłoszone na Komisji Rodziny przez biuro prawne Senatu – informuje senator Jan Libicki (PSL)
, sprawozdawca ustawy.
Jest więc duża szansa, że ustawa zostanie uchwalona jeszcze na najbliższym posiedzeniu Sejmu, które zaplanowano na piątek, 19 czerwca.
Gorzkie słowa
Zawrotne tempo procedowania ustawy nie podoba się zarówno związkowcom (z wyjątkiem NSZZ "Solidarność"), jak i organizacjom zrzeszającym pracodawców. Przypomnijmy: projekt trafił do Sejmu 3 czerwca 2020 r., a dzień później był już w Senacie. Nie był też konsultowany z partnerami społecznymi. NSZZ "Solidarność" podkreślała wielokrotnie, że ustawa jest częścią porozumienia, jakie Andrzej Duda zawarł z szefem związkowców, Piotrem Dudą.
- Jesteśmy bardzo zadowoleni z projektu. Miało być 1300 zł, a jest 1400 zł. Prezydent wywiązał się z części umowy z nami. Wkrótce nastąpią kolejne zmiany, które są zawarte w porozumieniu – cieszył się Marek Lewandowski, rzecznik prasowy NSZZ "Solidarność", zaraz po uchwaleniu przez Sejm ustawy.
Pominięcie opinii członków Rady Dialogu Społecznego wywołało falę krytyki ze strony praktycznie wszystkich organizacji w niej zrzeszonych. Łagodnie mówiąc, uważają oni, że ustawa nie odpowiada oczekiwaniom społecznym.
Zdaniem Business Centre Club już sam moment podnoszenia zasiłków dla bezrobotnych do kwoty 1200 zł brutto (na trzy miesiące, a później na kolejne trzy miesiące do 942,30 zł) oraz wprowadzenia trzymiesięcznego świadczenia solidarnościowego w kwocie 1400 zł netto – jest najgorszy z możliwych.
Przedsiębiorcy od trzech miesięcy nie odprowadzają należnych składek społecznych do ZUS, o 30 - 40 proc. spadły obroty firm, zatem i podatki. - Pytanie, skąd rząd weźmie pieniądze na te świadczenia? Będzie dodruk? Wtedy wzrośnie nam inflacja. Zrobi się bardzo groźnie, bo mamy recesję – przypomina Katarzyna Lorenc, ekspertka BCC ds. rynku pracy oraz zarządzania i efektywności pracy.
Zdaniem ekspertki dorzucanie kolejnych świadczeń, jak dodatek solidarnościowy, do istniejących już benefitów w postaci 500 plus, wyprawki do szkoły i bonu wakacyjnego dla każdego dziecka w rodzinie, spowoduje, że praca przestanie się zwyczajnie opłacać. "Dudowe" jest demoralizujące, bo konkuruje z umową o pracę. – Zaczynamy kpić z ludzi, którzy codziennie chodzą do pracy – nie owija w bawełnę nasza rozmówczyni.
BCC proponuje odejście od wypłacania zasiłków w sytuacji dostępności miejsc pracy w branżach sezonowych i dynamicznie poszukujących pracowników (np. logistyka, budownictwo), by nie dezaktywizować kolejnych grup, które obciążą budżet państwa oraz nie ograniczać podaży pracy. Przedsiębiorcy uważają, że rozdanie bezrobotnym pieniędzy, których nie ma, niczego dobrego nie przyniesie. Spadnie chęć aktywnego poszukiwania pracy.
W sytuacji, gdy pracodawcy ograniczają zwolnienia, państwo powinno dbać o dostęp do siły roboczej. – Lepiej już dać po 10 tys. zł na założenie własnej firmy lub jakąś przemyślaną formę aktywizacji zawodowej, niż rozdawać po 1200-1400 zł przez pół roku. Poza tym prawo do zasiłku dla bezrobotnych ma tylko co piąta osoba rejestrująca się w urzędzie pracy, ustawa tego nie zmieniła i to jest rażąco niesprawiedliwe – twierdzi Lorenc.
Gdzie tu logika?
Prezydencki projekt nie podoba się również pracodawcom z Konfederacji "Lewiatan", ale z innych powodów. Ekspertka ds. rynku pracy, Monika Fedorczuk, zwraca uwagę, że projekt nie został przemyślany. Świadczenie solidarnościowe pomija całkowicie zleceniobiorców, którzy również odprowadzają składki do ZUS od umów. Oni dodatku nie dostaną.
Poza tym dzieli niepotrzebnie bezrobotnych na tych "uprzywilejowanych" i "pechowców". Ci pierwsi, o ile stracą pracę we właściwym momencie (świadczenie będzie przyznawane przez ZUS tylko od 1 czerwca do 30 sierpnia 2020 r.) – dostaną dodatek, o ile będą mieli w okresie tych trzech miesięcy już status bezrobotnego. Natomiast osoby, które utracą pracę, ale będą w okresie wypowiedzenia i nie zdążą się zarejestrować w ZUS-ie "na czas" jako bezrobotni, mogą liczyć już tylko na zasiłek z pośredniaka.
Zdaniem "Lewiatana" wzorem wszystkich państw w Unii, zasiłek dla bezrobotnych powinien być powiązany z ostatnimi dochodami przed utratą pracy, a nie widzimisię rządu. Dokładnie takie samo zdanie jak "Lewiatan" mają związkowcy z OPZZ.
W swoim liście do Marszałek Sejmu, Elżbiety Witek napisali, że powiązanie wysokości zasiłku ze wskaźnikami rejestrowanego bezrobocia, to ewenement niespotykany w całej Europie. Domagają się co najmniej 50 proc. ostatniego wynagrodzenia przed utratą pracy, jak rekomenduje to Konwencja nr 168 Międzynarodowej Organizacji Pracy.
OPZZ również ostro atakuje dodatek solidarnościowy i zestawia go z postojowym dla samozatrudnionych i zleceniobiorców, którzy byli uprawnieni do pobierania go przez trzy miesiące w łącznej kwocie 6240 zł (po 2080 zł na miesiąc). Według związkowców co najmniej tyle samo należy się też pracownikom zatrudnionym na umowach o pracę.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl