"Na Kremlu dojrzewa ta myśl". Ekspert nie ma wątpliwości
- Na Kremlu dojrzewa myśl, że rosyjska gospodarka najtrudniejsze ma już za sobą. Rosja przygotowuje się do ekonomicznej normalizacji, która da złapać oddech gospodarce, sektorom najbardziej dotkniętym sankcjami - uważa dr Szymon Kardaś z European Council on Foreign Relations.
Kreml zapewnia, że gospodarka Rosji jest w bardzo dobrym stanie, jednak w rzeczywistości sytuacja wygląda nieco inaczej. - Nie oznacza to, że sytuacja jest zła: jest stabilna, ale wyzwania narastają - podkreślił ekspert ds. polityki rosyjskiej.
Jak zaznaczył, w ubiegłym roku według oficjalnych danych rosyjska gospodarka odnotowała wzrost na poziomie ok. 4 proc. PKB, który jest generowany głównie przez rozwój sektora zbrojeniowego. Władze próbują walczyć "drastycznymi środkami" z inflacją, która oficjalnie jest na poziomie ok. 9,5-9,9 proc., nieoficjalnie może wynosić nawet dwa razy tyle, tj. 18-19 proc. Bazowa stopa procentowa została podniesiona do poziomu 21 proc., co znacząco przewyższa wskaźnik z okresu sprzed inwazji na Ukrainę.
Kardaś podkreślił, że badając dane statystyczne dotyczące Rosji należy pamiętać, że władze po napaści na Ukrainę utajniły część informacji: przestano publikować oficjalne dane dotyczące np. obrotów handlowych czy produkcji w sektorze energetycznym.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wielka szansa dla Polski. Ekspert nie ma wątpliwości: możemy być największym beneficjentem
W budżecie federalnym na najbliższe lata planowane jest utrzymanie bardzo wysokiego poziomu wydatków na zbrojenia. Według danych oficjalnych wydatki na ten sektor mają przekroczyć 8 proc. PKB i wyniosą 40 proc. wydatków federalnych. - To absolutnie rekordowy poziom od czasu zakończenia zimnej wojny - zaznaczył ekspert.
- Wszyscy spodziewali się, że w wyniku sankcji i ograniczenia obrotów handlowych Rosja będzie miała do czynienia z poważnymi perturbacjami. I oczywiście one się pojawiają, ale bardzo ważną poduszką dla Rosji jest to, że cały czas na relatywnie wysokim poziomie utrzymują się rosyjskie wpływy ze sprzedaży paliw kopalnych, to znaczy ropy, gazu i węgla - wyjaśnił analityk.
Tak Rosja nadal zarabia na ropie
W roku poprzedzającym inwazję wartość rosyjskiego eksportu paliw kopalnych szacowana była na 264 mld euro. W drugim roku inwazji to było 250 mld euro, w trzecim roku inwazji 242 mld euro.
- W 2022 roku, kiedy jeszcze nie zaczęły obowiązywać restrykcje naftowe nałożone przez Unię Europejską, czyli kiedy Rosjanie sprzedawali swoje węglowodory na tradycyjnych rynkach i do tego po bardzo wysokich cenach, wartość rosyjskiego eksportu węglowodorowego wyniosła 356 mld euro, czyli prawie 100 mld euro więcej, niż w roku poprzedzającym inwazję - zauważył. - Świat kupujący rosyjskie surowce finansuje tę wojnę - kontynuował ekspert.
Jak zaznaczył, kluczową pozycją w rosyjskim eksporcie węglowodorowym od zawsze zajmuje ropa naftowa. Przed inwazją najbardziej lukratywnym rynkiem dla Rosji była Europa. - Nie tylko kupowaliśmy najwięcej ropy, ale też kupowaliśmy ją po wyższych cenach niż inni - zauważył rozmówca PAP.
UE w ramach pakietu sankcji przyjętego w połowie 2022 roku nałożyła embargo na import rosyjskiej ropy sprowadzanej drogą morską. Restrykcje weszły w życie od grudnia 2022. Nałożono też embargo na import większości produktów naftowych, który zaczął obowiązywać w lutym 2023 r. Po zamknięciu tego rynku Rosjanie musieli przekierować eksport na rynki azjatyckie.
Obecnie Rosja większość produktów naftowych kieruje do Chin i Indii (ok. 90 proc.). 5 proc. trafia do Turcji, pozostałe 5 proc. do innych krajów. Część jeszcze trafia do odbiorców w UE, bo są państwa, które legalnie sprowadzają rosyjską ropę wyłączonym z reżimu sankcyjnego ropociągiem Drużba, tj. Czechy, Słowacja, Węgry.
Jest to bardzo prawdopodobne, że część tej ropy, którą kupują Chiny i Indie, nie jest wykorzystywana na potrzeby tych dwóch krajów, lecz jest reeksportowana na inne rynki, w tym np. do Europy, albo jest poddawana procesom mieszania - uważa Kardaś. Rosja wciąż więc dużo zarabia na ropie, choć zarabiałaby więcej, gdyby eksportowała ją do Europy.
By sprzedawać ropę po korzystnych dla siebie cenach, Rosja zorganizowała tzw. flotę cieni, czyli statki o trudnych do zidentyfikowania właścicielach, dzięki którym Moskwa omija nałożony na nią przez Zachód pułap cenowy. Tzw. price cup polega na tym, że jeśli Rosja chce sprzedawać ropę na rynkach innych niż te, które nałożyły na nią embargo, to w przypadku wykorzystania europejskich usług transportowych czy ubezpieczeniowych cena surowca nie może być wyższa niż 60 USD.
Ekspert przyznał, że analitycy mierzą się z coraz większą trudnością w badaniu tego, jak wyglądają nastroje w rosyjskiej elicie: czy są w niej frakcje opowiadające się za kontynuowaniem wojny i za jej zakończeniem. - Musimy pamiętać, że to jest państwo, które nie tylko zaostrzyło autorytarny charakter rządów. Niektórzy politolodzy nazywają już Rosję "państwem neototalitarnym", z kultem Władimira Putina i coraz bardziej ograniczonymi swobodami - zaznaczył wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego.
Europa odcięła się od gazu z Rosji. Straty Gazpromu
Rozmówca PAP zwrócił uwagę, że Rosja odnotowała duże straty na rynku zewnętrznym w sektorze gazowym. W 2021 r. udział Gazpromu w imporcie gazu do UE przekraczał 40 proc., a w roku 2024 r. - ok. 11-12 proc. Europa była dla koncernu kluczowym rynkiem zbytu i Rosja nie może znaleźć dla niego alternatywy, bo nie ma rurociągów, które pozwoliłyby sprzedawać gaz na innych rynkach.
Większość rur, które Rosjanie wybudowali za czasów putinowskich, prowadzi do Europy. Gazprom nie ma też znaczącego potencjału, jeśli chodzi o LNG, więc nie może go skraplać i przesyłać do innych krajów. - W związku z tym sektor ten traci i wszyscy ci, którzy zarabiali na działalności Gazpromu, na pewno są tym dotknięci - powiedział Kardaś.
Według niego na razie nie zaobserwowano żadnych sygnałów świadczących o buncie czy pęknięciu w elicie kremlowskiej. - Wręcz odwrotnie, w związku z tym, że rysuje się na horyzoncie osiągnięcie jakiegoś rodzaju porozumienia kończącego wojnę, kalkulacja może być taka, że gospodarka przygotowuje się na powrót firm zachodnich na rosyjski rynek. Takie polecenie wydał niedawno Putin - tłumaczył ekspert.
To pewnie nie będzie powrót od razu do jakiegoś business as usual, to jest raczej mało realne, szczególnie z Europą - prognozuje Kardaś. Jednak na Kremlu już dojrzewa myśl, "że być może najtrudniejsze mamy już za sobą i w związku z tym szykujmy się na jakiś rodzaj normalizacji, który da oddech gospodarce i pozwoli złapać oddech tym sektorom, które są najbardziej dotknięte sankcjami" - dodał.
"Retoryka Trumpa musi niepokoić Europę"
Pytany o to, czy spodziewa się szybkiego powrotu amerykańskich firm na rosyjski rynek, wyraził przekonanie, że będzie to zależało od przebiegu negocjacji między Rosją i USA.
- Z ubolewaniem stwierdzam, że te sygnały, które popłynęły w pierwszych tygodniach prezydentury Donalda Trumpa, są bardzo niepokojące i czynią scenariusz powrotu amerykańskich firm do współpracy z rosyjskimi bardziej prawdopodobnym - powiedział analityk.
Przypomniał, że jednym z tematów rozmów delegacji Rosji i USA w Rijadzie była normalizacja relacji dyplomatycznych i gospodarczych, perspektywy współpracy ekonomicznej i znoszenie sankcji amerykańskich.
Według analityka nie można wykluczyć, że za jakiś czas koncepcja i retoryka Trumpa ulegną zmianie i podjęte zostaną innego rodzaju działania. - Ale to, co obserwujemy przez te pierwsze tygodnie jego prezydentury, niestety z punktu widzenia Europy musi niepokoić - podsumował.