Zgodnie z projektowanymi zmianami resortu klimatu, energię - którą wyprodukuje instalacją fotowoltaiczną Kowalski - będzie trzeba zużywać od razu, natomiast nadwyżkę odsprzedawać. Co gdy prądu zabraknie? Wtedy trzeba będzie dokupić.
Problem w tym, że za nadwyżkę dostanie nawet o ponad połowę mniej, niż będzie musiał zapłacić za prąd w nocy i wieczorem, kiedy panele już nie będą produkować energii.
Jeszcze do końca roku obowiązuje system wirtualnego magazynowania nadwyżek produkcji. Trafia ona do sieci, a potem prosument odbiera bezpłatnie 80 proc. tego, co oddał.
Dlatego w większości przypadków posiadacze instalacji za prąd nie płaca nic. To oznacza jednak duże koszty dla firm energetycznych. Dlatego to rozwiązanie nie mogło się długo utrzymać.
Po zmianach - w przypadku średniej instalacji - jej właściciele będą już musieli płacić ok. 1,5 tys. zł rocznie. Zmiany nie obejmą przez 15 lat tych, którzy podłączą panele jeszcze w tym roku bądź już je mają na dachu.
Dwa rozwiązania
Na poradzenie sobie ze zmianą są zatem dwa sposoby. Można próbować zdążyć przed końcem roku. Jak już pisaliśmy, telefony w firmach instalacyjnych już się rozdzwoniły.
Jest jeszcze drugie rozwiązanie. By uniknąć kupowania brakującej energii nocą, można zainwestować w domowy magazyn energii.
- Falownik hybrydowy, który można podłączyć do akumulatora, jest co najmniej 2 tys. zł droższy do normalnego. Jednak już kilka razy go instalowałem. Ludzie zaczynają o to pytać. Co oczywiście jest efektem nadchodzących zmian zasad rozliczania - mówi money.pl Arkadiusz Witt z Involte.pl, firmy zajmującej się fotowoltaiką.
To jednak nie koniec wydatków. Trzeba jeszcze kupić baterię, która nadwyżkę nam "przechowa". Polecany przez eksperta akumulator pojemności 8 kW kosztuje od 7 do 12 tys. zł. Razem z falownikiem może to oznaczać koszty od 10 do nawet 14 tys. zł.
Prąd z powietrza. Ludzkie ciało jako antena
Mniejszy akumulator nie ma sensu. Jedno pranie zabierze nam 2 kW, podobnie zmywarka, a przecież trzeba jeszcze mieć energię do innych podłączonych urządzeń. 8 kW może jednak wystarczyć do momentu, kiedy panele znów zaczną produkować prąd.
Magazyn energii z programu "Mój Prąd"
Jest tu jednak pewna pułapka. Jeśli wydamy ok. 15 tys. zł, to dopiero po 10 latach uda nam się zniwelować wpływ nowego systemu rozliczeń dla średniej wielkości instalacji. Z zastrzeżeniem, że do obliczeń bierzemy dzisiejsze ceny prądu.
Sytuację zmienić może Ministerstwo Klimatu, które sygnalizowało dopłaty do magazynów energii. Nie wiadomo jednak, jak będzie to wyglądało w szczegółach. Zapytaliśmy o to w resorcie, ale do czasu opublikowania tego artykułu otrzymaliśmy jedynie informacje, że odpowiedź otrzymamy w "najbliższym możliwym terminie".
- Dobrym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie programu Mój Prąd dla magazynów dokładnie w tym samym momencie, co zmiana zapowiadana zmiana zasad dla posiadaczy paneli. Solidna dotacja, prosta i skuteczna, może po prostu zamienić fotowoltaikę z systemem opustów na fotowoltaikę z magazynem - mówi Dawid Zieliński, prezes Columbus Energy, spółki z sektora energetyki odnawialnej.
Jak dodaje, tak się dzieje w Europie Zachodniej, to działa. - Zatem finalnie koszty nie wzrosną. Zwrot z inwestycji będzie taki sam - dodaje Zieliński.
To nie koniec fotowoltaiki
Bartosz Bąbrych, prezes firmy N Energia, też nakłania do nowego otwarcia się na zieloną energię i fotowoltaikę.
- Przyszłość rynku OZE leży w złożonych systemach, w których fotowoltaika jest tylko jedną z części. Zadaniem firm działających na tym rynku będzie ich projektowanie w taki sposób, żeby produkcja, konsumpcja, magazynowanie energii, sprzedaż nadwyżek i pobieranie niedoboru z sieci były jak najbardziej korzystne dla klienta - mówi Bąbrych.
Kopalnia Turów. Kolejny cios dla polskiego rządu
Jego zdaniem to firmy z branży muszą obliczyć dokładnie, ile energii elektrycznej będzie potrzebował klient w godzinach najmniejszej produkcji prądu przez fotowoltaikę. Dobiorą też moc instalacji, żeby wytwarzana przez nią energia nie tylko została maksymalnie skonsumowana przez magazyn, ale i pokrywała bieżące potrzeby
- Musimy w końcu odpowiednio zaprogramować narzędzie do sterowania energią wewnątrz systemu. Wtedy nowy system rozliczeń prosumenckich, wspierany dotacjami, może być nie mniej opłacalny od dotychczasowego. Z pewnością będzie też bardziej bezpieczny zarówno dla sieci przesyłowych, jak i samych prosumentów - podsumowuje Bąbrych.