Z danych GUS wynika, że w budżet przeciętnego gospodarstwa domowego najmocniej uderzają koszty transportu (pochodna droższych paliw) i te związane z mieszkaniami.
Aby pokazać siłę tego wpływu możemy oszacować, że gdyby nie ostatnie podwyżki cen paliw, wywozu śmieci, dostarczenia wody, nośników energii, rosnące stawki czynszów czy wyższe ceny mebli, to inflacja nie wynosiłaby w lipcu 5 proc. (jak podał GUS), ale o ponad połowę mniej (niecałe 2,3 proc.).
Z szacunków HRE Investments wynika ponadto, że trzyosobowa rodzina na utrzymanie, prowadzenie i wyposażenie mieszkania wydawała w lipcu prawie 1011 złotych. To o bez mała 53 złote więcej niż rok wcześniej.
W największym stopniu jest to konsekwencja rosnących stawek za wywóz śmieci (wzrost o ponad 23 proc. rok do roku), ale też drożejącej o prawie 10 proc. energii elektrycznej.
"Niemal równie szybko w ostatnim czasie drożały też meble, co może być pokłosiem rosnących cen drewna. Trudno ponadto znaleźć cokolwiek, co składa się na szeroko pojęte koszty "dachu nad głową", a co byłoby dziś tańsze niż przed rokiem" - ocenia Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments.
Co zdrożało, co potaniało?
GUS badając poziom inflacji dąży do tego, aby oszacować, o ile przeciętnie wzrosły ceny łącznie wszystkich produktów i usług, które konsumują Polacy. To oczywiście pewna średnia.
W publikacji za lipiec GUS informuje na przykład, że najszybciej taniejącą kategorią są obecnie owoce. Te były o 8,4 proc. tańsze niż przed rokiem. Niższe są też ceny sprzętu telekomunikacyjnego, mięsa wieprzowego, ubezpieczeń, herbaty i odzieży. Za te rzeczy trzeba obecnie płacić mniej niż w lipcu 2020 roku (o od 1 do około 7 proc.).
Pozostałe dobra i usługi są przeważnie droższe niż przed rokiem. W ciągu ostatnich 12 miesięcy najmocniej wzrosły ceny paliw (30 proc.), wywozu śmieci (23 proc.) i mięsa drobiowego (prawie 23 proc.).