W rządzie da się wyczuć spore zaniepokojenie ostatnimi ruchami nowego amerykańskiego prezydenta. Donald Trump w weekend ogłosił wprowadzenie nowych ceł na towary importowane z Meksyku i Kanady - w wysokości 25 proc. - oraz dodatkowej 10-procentowej opłaty na produkty z Chin. Podobny ruch zapowiada w stosunku do Unii Europejskiej, z którą bilans handlowy dla USA jest ujemny.
Pierwotny plan zakładał, że cła w przypadku Meksyku, Kanady i Chin miałyby wejść w życie od 4 lutego. Jednak w poniedziałek po południu Trump zdecydował po rozmowie z prezydent Meksyku Claudią Sheinbaum, że odroczy wprowadzenie ceł na ten kraj o miesiąc. Zapowiedziane też zostały "rozmowy ostatniej szansy" z Kanadą. Nikt w Polsce i UE nie chce jednak biernie czekać na decyzje Trumpa dotyczące Wspólnoty.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Zachować jedność"
Polski rząd nie zamierza działać w tej sprawie w pojedynkę, a raczej wypracować jakieś rozwiązania na szczeblu unijnym. - Tu główną rolę gra Komisja Europejska, bo w jej kompetencjach jest polityka handlowa. Musimy być bardzo ostrożni, zachować jedność i spójność jako UE - zaznacza ważny rządowy rozmówca.
W poniedziałek minister finansów Andrzej Domański ma rozmawiać z Marošem Šefčovičem, unijnym komisarzem ds. handlu. Z kolei we wtorek od samego rana w ramach polskiej prezydencji obradować mają unijni ministrowie na nieformalnej Radzie Ministrów UE ds. Handlu i Przemysłu. Obradom przewodniczyć ma minister rozwoju i technologii Krzysztof Paszyk (PSL). - W obecnej sytuacji chcemy, by cła były głównym tematem tego spotkania - mówi Jakub Stefaniak, rzecznik Ministerstwa Rozwoju i Technologii.
Komisja Europejska już pracuje nad odpowiedzią
Na razie trwają prace nad ewentualnymi retorsjami ze strony UE, ale ciągle mowa o ruchach, których sama Unia wolałaby uniknąć.
Komisja pracuje nad pakietową odpowiedzią w różnych wariantach. Na razie nie ma konkretnych ustaleń, po to jest to wtorkowe spotkanie na szczeblu ministrów UE, by coś wspólnie wypracować. Wszyscy przyjeżdżają z nastawieniem, że wojna celna nie opłaca się ani jednej, ani drugiej stronie. Ale w którą stronę to pójdzie, trudno powiedzieć. Raczej będą starali się znaleźć rozwiązanie stanowiące wyciągnięcie ręki niż pójście na wojnę - przewiduje nasz rządowy rozmówca.
Ten kierunek zdaje się potwierdzać oficjalne stanowisko Komisji Europejskiej. Na tym etapie apeluje ona do amerykańskiej administracji, że obie strony powinny dążyć do wzmocnienia relacji handlowych, a nie odwrotnie.
"Ogólne środki taryfowe zwiększają koszty prowadzenia działalności, szkodzą pracownikom i konsumentom. Cła powodują niepotrzebne zakłócenia gospodarcze i napędzają inflację. Są krzywdzące dla wszystkich stron" - podaje Komisja. Zastrzega, że "UE jednak stanowczo zareagowałaby wobec każdego partnera handlowego, który nieuczciwie lub arbitralnie nakłada cła na towary z UE".
Będziemy więcej kupowali?
Minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz w rozmowie z money.pl wskazuje, że jeśli chodzi o UE, to na razie nie wiadomo, czy, na co, kiedy i ile ceł Donald Trump nałoży.
Są już zmapowane po stronie unijnej nasze przewagi handlowe oraz zasoby drugiej strony, ale UE nigdy niczego pierwsza nie zacznie - zapewnia i dodaje, że ewentualna wojna celna nie uderzy w Polskę z całą mocą. - Nasza wymiana handlowa z USA jest mała, dlatego nas ewentualne wprowadzenie ceł będzie dotykało bardziej pośrednio, przez kraje unijne, z którymi mamy wymianę handlową - podkreśla Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz.
Zdaniem części naszych rozmówców kluczem do załagodzenia ofensywnej polityki celnej Trumpa jest wykazanie obopólnych korzyści wynikających z aktualnych relacji i zarysowanie perspektywy atrakcyjnej dla nowej administracji w Białym Domu. - Na razie mamy słowa i decyzje dotyczące Kanady, Meksyku. Trump wie, że w przypadku Unii Europejskiej to będzie raziło obustronnie, jeżeli odpowie Unia Europejska - mówi nam Janusz Lewandowski, europoseł KO i były unijny komisarz.
- Unia jest przygotowana na odwet, ale zrobi wszystko, żeby zaspokoić kupiecki instynkt tej prezydentury, a to by polegało na tym, że będziemy kupowali więcej gazu skroplonego, być może samochodów i elektroniki, aby uniknąć tej wojny handlowej. Wojna handlowa oczywiście to obustronna przegrana i podrożenie produktów - dodaje.
Przyznaje jednak, że "od wielu miesięcy trwają w Unii Europejskiej szacunki wzajemnych skutków, jakie wojna handlowa z USA może wywołać". - My mamy rzeczywiście bardzo wyraźne dodatnie saldo w zakresie towarów, natomiast mamy ujemne saldo w usługach. W przypadku Polski to jest kilka procent naszego eksportu, bo my przede wszystkim lokujemy na rynku europejskim - podkreśla Janusz Lewandowski.
W podobnym duchu wypowiedział się w poniedziałek przebywający w Brukseli premier Donald Tusk.
To byłby jeden z najokrutniejszych paradoksów, gdybyśmy dzisiaj wdepnęli jako sojusznicy w kompletnie bezsensowny konflikt. Więc mam nadzieję, że takie jasne, przyjazne, ale twarde stanowisko europejskie może dotrzeć do amerykańskiej administracji - stwierdził szef polskiego rządu.
Jeśli chodzi o sytuację Polski, dodał, że "trudno, żebyśmy w Polsce jeszcze więcej kupowali od naszych amerykańskich przyjaciół".
Jednocześnie Tusk, mówiąc o ewentualnej odpowiedzi UE, podkreślał, że będzie przekonywał europejskich liderów, żeby nie wprowadzać żadnych ograniczeń ani przesadnych regulacji czy restrykcji ograniczających lub eliminujących możliwość wydawania europejskich pieniędzy na amerykańskie uzbrojenie.
- Nie, żeby się podlizywać komuś w Waszyngtonie, tylko żeby wreszcie na serio traktować bezpieczeństwo jako nasz najważniejszy priorytet. I amerykańska broń i przede wszystkim te najlepsze relacje ze Stanami, z Kanadą, z Wielką Brytanią, z Norwegią muszą być w centrum naszej uwagi - podkreślał premier.
Bilans handlowy USA-UE
Na ten moment dla rządzących najbardziej niepokojące są dwie kwestie. Po pierwsze, czy i co ogłosi Trump wobec UE. A po drugie, jak to zrobi. - Trump może zadziałać, dzieląc UE - przyznaje nasz rozmówca z rządu, wskazując, że amerykańska administracja może próbować wprowadzać selektywne cła na poszczególne kraje, tym samym rozbijając jedność Unii Europejskiej w obszarze polityki handlowej. Według naszego rozmówcy nie jest to wykluczony scenariusz, wziąwszy pod uwagę dotychczasowy styl działania Białego Domu.
- Pierwsze wrażenia są niepokojące, zamiast ceł formalnie wprowadzane są sankcje, by obejść regulacje WTO. Na Kanadę nałożono je z powodu fentanylu, skąd do USA trafia może jakiś jeden procent. To wszczęcie wojny handlowej, a przecież to Trump w poprzedniej kadencji wynegocjował umowę handlową z tym krajem - zwraca uwagę rządowy rozmówca.
Jeśli chodzi o skalę wymiany handlowej, to z danych KE wynika, że w 2023 r. łączne obroty między UE a USA wyniosły 1,5 bln euro. Z czego 850 mld euro to obrót towarami, a 690 mld euro to wymiana usług. W tej pierwszej kategorii UE ma nadwyżkę nad USA, w tej drugiej usługi z USA są więcej warte niż te, które kupują Amerykanie z Europy.
Jeśli chodzi o wymianę towarową, to UE jest najważniejszym partnerem dla USA - to prawie 19 proc. obrotów ogółem. Symetrycznie jest też w przypadku UE, także dla Wspólnoty USA są pierwszym partnerem handlowym - to 17 proc. handlu towarami ogółem - a dopiero na kolejnym miejscu są Chiny.
Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl