PKW przyjęła w środę bez zastrzeżeń sprawozdanie finansowe z wyborów parlamentarnych komitetu Lewicy oraz sprawozdania komitetów KO, Trzeciej Drogi i Konfederacji, ale ze wskazaniem uchybień. W przypadku PiS decyzja znów została odroczona i zapadnie do 29 sierpnia - to konkluzje dzisiejszego, wielogodzinnego posiedzenia Państwowej Komisji Wyborczej, mającej rozliczyć minioną kampanię parlamentarną.
- PKW jest totalnie podzielona, nie można dziś niczego przesądzić. Nie było żadnej uchwały dotyczącej przyjęcia lub nieprzyjęcia sprawozdania PiS - słyszymy w PKW.
Przeciw odrzuceniu sprawozdania PiS ma być czterech na dziewięciu członków PKW: przewodniczący Sylwester Marciniak, sędzia TK Wojciech Sych oraz dwóch członków z nadania klubu sejmowego PiS.
Za odrzuceniem jest pięciu członków wskazanych przez kluby KO, Lewicy i Trzeciej Drogi. - Mam wyrobione zdanie co do istoty problemu - mówi Ryszard Kalisz, wskazany do komisji przez Lewicę, choć nie stawia kropki nad "i". Jak podkreśla, dyskusja na posiedzeniu była kulturalna, ale zacięta.
Już sam fakt, że PKW wzięła się za drobiazgowe liczenie "pozakampanijnych" wydatków PiS, może świadczyć o tym, że intencją jest odrzucenie sprawozdania komitetu PiS. Tyle że potrzeba więcej czasu.
Po pierwsze po to, by dokładnie wyliczyć, ile środków wydano poza komitetem wyborczym z pieniędzy publicznych (np. z Funduszu Sprawiedliwości czy budżetów instytucji państwowych). By wiedzieć, o ile przyciąć zwrot kosztów kampanii (maksymalnie można odjąć 75 proc.) i późniejszej, corocznej subwencji partyjnej.
Po drugie, chodzi o to, by argumentacja, którą będzie posługiwać się PKW, obroniła się potem w Sądzie Najwyższym, do którego PiS z pewnością się odwoła, jeśli decyzja nie będzie po myśli tej partii.
Czego szuka PKW
PKW interesują wątpliwe wydatki, ale zgodnie z Kodeksem wyborczym, jedynie w okresie kampanii wyborczej do parlamentu, czyli od 8 sierpnia do 13 października 2023 roku. PKW wystąpi teraz do dwóch instytucji - Rządowego Centrum Legislacji (RCL) i Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej Sieci (NASK) o dokładne wyliczenia kosztów działań, które mogą być traktowane jako udział w kampanii.
W przypadku RCL chodzi o koszty zatrudnienia dodatkowych osób, które - jak pokazał audyt tej instytucji - miałyby być zaangażowane w kampanię parlamentarną ówczesnego szefa RCL Krzysztofa Szczuckiego.
Musimy mieć wyliczoną całość wydatków Skarbu Państwa na utrzymanie tych ludzi, ale w trakcie kampanii, a nie w szerszym okresie - słyszymy.
W przypadku NASK chodzi o koszty przygotowania raportów, które pokazywały, jakie narracje w sieci dotyczyły PiS. Ryszard Kalisz podkreśla, że informacje o nich trafiły do PKW ostatnio łącznie z pismem szefa Kancelarii Premiera Jana Grabca, o którym informowaliśmy w money.pl, natomiast danych o kosztach tych działań w nim nie było.
Jak dodaje, co do kosztów innych kwestionowanych aktywności rządu w kampanii na rzecz PiS szczegółowe wyliczenia znajdują się w raportach NIK. Chodzi m. in. o pikniki 800 plus organizowane przez resort rodziny, pracy i polityki społecznej.
- Izba wykonała bardzo dobrą pracę - podkreśla Ryszard Kalisz.
PKW będzie musiała jednak wydzielić koszty w terminie kampanii różnych eventów, w tym organizowanych w ramach Funduszu Sprawiedliwości. Do podjęcia będą także decyzje, jak ugryźć koszty tego typu wydarzeń albo jak wycenić np. imprezę z przekazaniem wozu strażackiego, w której brali udział politycy. Trudno, by były to koszty zakupu wozu, raczej zorganizowanej przy okazji imprezy.
Ten katalog kosztów jest potrzeby po pierwsze: do uzasadnienia uchwały, po drugie: z Kodeksu wyborczego wynika, że takie nieuprawnione koszty mogą być podstawą do dochodzenia roszczeń przez Skarb Państwa. Czyli PiS grozi nie tylko przycięcie dotacji zwracającej koszty kampanii i corocznej subwencji dla partii politycznych, ale dodatkowo możliwy jest zwrot kwestionowanych sum.
Trudny dzień dla PKW
Dla PKW, obradującej od godz. 11, to był bardzo długi dzień. Jeszcze przed wejściem na obrady dziennikarze wypytywali szefa komisji Sylwestra Marciniaka i jej członka Ryszarda Kalisza o możliwe efekty prac. Marciniak opowiadał się za tym, by nie przedłużać i decyzję podjąć w środę 31 lipca. Z kolei Kalisz mówił o kolejnych ważnych dokumentach, które wpłynęły ostatnio do komisji. I im dłużej trwały obrady, tym bardziej stawało się jasne, że finiszu prac w sprawie sprawozdania PiS może nie być.
W ciągu dnia pojawiły się różne plotki, że gotowe są projekty uchwał PKW. W tym jedna zatwierdzająca sprawozdanie wyborcze PiS z uwagi na brak powiązania tego, co działo się w kampanii, z naruszeniami zawartymi w kodeksie wyborczym. - Pewności nie mam, ale ponoć "góra" się o tym dowiedziała i chyba była jakaś interwencja - przyznaje jeden z polityków koalicji. Nie potwierdza tego jednak nasz rozmówca z PKW.
Im dalej w dzień, tym więcej pojawiało się wiarygodnych przecieków, w którą stronę zmierza "ożywiona" dyskusja w PKW. Już na kilka godzin przed ogłoszeniem decyzji przez PKW pojawiła się wersja, że będzie kolejne odroczenie decyzji - tym razem do końca sierpnia - oraz że odroczenie powinno dotyczyć tylko decyzji w sprawie sprawozdania komitetu PiS. Także po południu pojawiły się informacje o kolejnych wnioskach - tym razem o skierowanie próśb o dodatkowe wyjaśnienia ze strony Rządowego Centrum Legislacji czy NASK.
Polityczne naciski
Nawet nasz rozmówca z KO przyznaje, że w sytuacji tak wielkiego politycznego napięcia odroczenie decyzji wydaje się racjonalne.
Będzie czas na analizę materiałów, którymi PKW została w ostatnim czasie wręcz zasypana, czas na spotkania, rozmowy itd. Podjęcie decyzji dziś odbyłoby się w dużo gorszej atmosferze niż w sierpniu. Po części, niestety, to nasza wina, że taka atmosfera się wytworzyła - ocenia rozmówca z KO.
Inny polityk KO uważa, że samo branie pod uwagę odroczenia oznacza, że PKW siłą rzeczy obiera kurs na odrzucenie sprawozdania PiS. - Jeszcze dwa miesiące temu w KO mało kto wierzył, a dziś wydaje się, że to coraz bardziej realny scenariusz - podkreśla nasz rozmówca.
Politycy koalicji rządzącej naciskali na PKW, wyliczając imprezy organizowane przez poprzedni rząd, które były elementem kampanii PiS. Z drugiej strony politycy PiS deklarowali, że odrzucenie sprawozdania tej partii będzie niezgodne z prawem.
PiS się broni
PiS nie jest w komfortowej sytuacji. Partia Jarosława Kaczyńskiego wydała na kampanię 38,7 mln zł. Gdyby decyzja PKW była negatywna i podtrzymał ja Sąd Najwyższy, to musi się liczyć z utratą do 75 proc. dotacji, czyli maksymalnie około 26 mln zł. Do tego można się spodziewać, że analogiczna decyzja dotyczyłaby subwencji, czyli corocznego transferu dla partii politycznych z budżetu. PiS liczy tu na 26 mln zł rocznie, obcięcie jej o trzy czwarte oznacza, że w ciągu czterech lat PiS łącznie zamiast 140 mln zł dostanie o nawet o 105 mln zł mniej.
Ważny polityk tej partii w rozmowie z nami przyznaje, że problem dotyczący konsekwencji odrzucenia sprawozdania może być dla partii podwójny. Po pierwsze, mogą się pojawić kłopoty z bieżącą obsługą partyjnych płatności. Po drugie, to problem natury politycznej.
Jeśli nam obetną pieniądze, to osłabiają tym samym szanse naszego kandydata w wyborach prezydenckich - wskazuje polityk.
PiS nie zamierza biernie się przyglądać sytuacji. Już ostatnio, gdy do PKW zaczęły płynąć ze strony rządowej materiały dotyczące możliwych kampanijnych nadużyć rządu PiS, partia Jarosława Kaczyńskiego zaczęła zasypywać KBW informacjami o nieprawidłowościach innych komitetów. Wskazywała m.in. na Campus Polska Rafała Trzaskowskiego jako element prekampanii czy kartonowe czeki wręczane beneficjentom, a dokumentujące wydatki samorządów.
Jeśli PKW odrzuci sprawozdanie, to PiS na pewno odwoła się do Sądu Najwyższego, bo to Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych (IKNiSP) ma rozstrzygnąć wniosek PiS.
To Izba złożona z sędziów wskazanych przez KRS utworzoną na zmienionych przez PiS zasadach, przez co są oni kwestionowani przez tzw. starych sędziów.
- Pewnie odrzucą negatywną decyzję PKW, jeśli taka faktycznie zapadnie - mówi nasz rozmówca z Koalicji Obywatelskiej.
Z kolei w PiS jest przeświadczenie, że gdyby faktycznie zdarzył się taki scenariusz, to politycy obecnej koalicji będą starali się podważyć decyzję IKNiSP jako sądu odważnego przez europejskie sądy. - Może nawet będą chcieli doprowadzić do tego, żeby minister finansów nie wypłacił nam pieniędzy, ale my będziemy przypominać, że to ta sama izba, która orzekła, że wybory są ważne - podkreśla nasz rozmówca z PiS.
Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl