Boris Johnson, który w środę i w czwartek przebywał z wizytą w Szkocji, rozdrapał stare rany. Podczas wizyty na farmie wiatrowej w zatoce Moray Firth brytyjski premier zabrał głos w sprawie transformacji energetycznej w Wielkiej Brytanii w kontekście zaplanowanej na jesień konferencji klimatycznej w Glasgow.
- Dzięki Margaret Thatcher zamknęliśmy tak wiele kopalń węgla, że mieliśmy mocny i szybki start, a teraz wszyscy razem szybko odchodzimy od węgla - powiedział w czwartek Johnson. Jak podaje BBC, następnie premier miał się roześmiać i powiedzieć do dziennikarzy: "Pomyślałem, że to was ożywi".
Ostra polityka, jaką w latach 80. prowadziła Thatcher, do dziś jest przedmiotem dyskusji. Dlatego na komentarze po wypowiedzi Johnsona długo nie trzeba było czekać. Głos zabrała m.in. pierwsza minister Szkocji Nicola Sturgeon.
"Życia i społeczności w Szkocji zostały całkowicie zdewastowane przez zniszczenie przemysłu węglowego dokonanego przez Thatcher. I nie miało nic wspólnego z troską o planetę" - napisała Sturgeon na Twitterze. Wypowiedzi Johnsona określiła jako "bardzo głupie" i "wysoce nieczułe" względem górniczych społeczności.
Relacje między Johnsonem a Sturgeon, która chce stworzyć koalicję z Zielonymi, dzięki której będzie mogła rozpisać referendum niepodległościowe, nie należą do serdecznych. Premier podczas swojej wizyty w Szkocji nie znalazł nawet czasu na spotkanie z pierwszą minister.
Nie tylko Sturgeon skrytykowała zresztą wypowiedź Johnsona. Lider Partii Pracy sir Keir Starmer zatweetował, że wypowiedź premiera była "bezwstydna". A minister ds. zagranicznych w gabinecie cieni Lisa Nandy oświadczyła nawet, że Johnson powinien przeprosić.
Z kolei walijski pierwszy minister Mark Drakeford, również z Partii Pracy, powiedział: "Szkody wyrządzone walijskim kopalniom 30 lat temu były nieobliczalne, a 30 lat później Torysi nadal to celebrują".