Państwo z kartonu i to dosłownie. Właśnie do niego wnioski w ramach tarczy antykryzysowej zbierał Oddział nr I (sic!) ZUS w Warszawie. W bramie, niemal na ulicy, wystawiono dwa pudła. Do jednego przedsiębiorcy mieli wrzucać prośby o wypłatę pomocy, do drugiego kurierzy mieli wrzucać korespondencję.
Kartony służyły więc na 10 dni przed najprawdopodobniej korespondencyjnymi wyborami za pocztowe skrzynki (upss!). Zabezpieczenia? Proszę bardzo: taśma klejąca ze wsparciem sznurka. Do pełni szczęścia brakowało jeszcze trytytki. Takiego sejfu nic i nikt nie byłby już w stanie sforsować.
I przy takim poziomie zabezpieczeń w erze RODO uznano, że można wystawić karton przed drzwi. Te zamknąć i na wszelki wypadek zablokować jeszcze barierką. Żaden koronawirus, a już na pewno przedsiębiorca, się nie prześlizgnie. Ochroniarza czy portiera przy jakichś tam peselach, przychodach, adresach już wystawiać nie trzeba było. W końcu na kartonie wyraźnie napisano: "tarcza antykryzysowa".
Zaraz obok pudła z prośbą (oczywiście błagalną) o wnioski pomocowe, stało drugie na korespondencję. Tu już ktoś przełamał zabezpieczenia i w związku ze zbyt dużą liczbą listów, te wystawały z podartego kartonu.
Państwo z kartonu nabrało nowego znaczenia. Znajoma, która zrobiła to zdjęcie, nie wiedziała, czy bardziej się śmiać, czy płakać. Podobnie jak wszyscy przedsiębiorcy, którzy starali się o wsparcie we Wrocławiu. Tam wszystkie wnioski zostały odrzucone przez lokalny urząd pracy.
Znajomy z Podlasia opowiadał mi, że parę dni temu zadzwonił na infolinię ZUS około 8 rano. Automat powiedział mu tylko, że jest 637 w kolejce do rozmowy. Ponieważ jest uparty, więc stwierdził, że spróbuje następnego dnia. Był już wtedy… 635 w kolejce. Widać więc wyraźny postęp i światełko w tunelu.
Ma 100 proc. racji rzecznik małych i średnich przedsiębiorców Adam Abramowicz, który powtarza jak mantrę, że każdy przepis można zmienić, można wprowadzić konstytucję dla biznesu, można obiecać miliardy złotych, ale jeśli nikt nie zmieni mentalności urzędników, to żaden przedsiębiorca nie zostanie ocalony.
Coś cały czas każe im traktować nas jako petentów, którzy chcą tylko wyłudzić pieniądze. Nawet w sytuacji koronakryzysu, który może być jednym z największych dramatów w historii, urzędniczy geny patrzenia na przedsiębiorców jak potencjalnych oszustów niemal nie drgnęły.
Sam miałem ostatnio przypadek, w którym urzędnik zwlekał z wydaniem mi dokumentacji. Musiało być oficjalne pismo, wniosek, złożenie w sekretariacie, a chodziło tylko o odzyskanie kawałka papierku, który wcześniej… sam do tego urzędu zaniosłem. Szczęśliwie pomógł inny urzędnik, który dokument wyniósł wbrew sztucznie ustalonym przez kierownika zasadom.
To dla mnie iskierka nadziei, że zusowska kartonoza nie jest zjawiskiem permanentnym. Gdzieś na końcu czai się jednak rozsądek. A może to po prostu instynkt przetrwania? Jeśli biznesy przedsiębiorców upadną, ci przestaną płacić podatki, to urzędnik też będzie mieć problem. Wtedy urzędnicze pensje też staną się kartonowe.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl