Na niejednej stacji w kraju można kupić benzynę i olej napędowy za 5,99 zł/l. Jednak zdaniem ekspertów obniżki cen wyhamowały i w skali kraju zatrzymają się na poziomie 6 zł/l.
Wszystko wskazuje na to, że ostatni tydzień września w wyniku stabilizacji cen na rynku hurtowym, jest ostatnim tygodniem obniżek cen benzyny i diesla na stacjach - prognozowali w piątek analitycy rynku paliwowego z firmy Reflex.
Przyhamowanie obniżek średnich cen paliw w Polsce widać też w najświeższych danych Komisji Europejskiej. Opublikowany w czwartek cotygodniowy biuletyn z danymi z 2 października pokazuje stabilizację na poziomie 1,31 euro za litr benzyny Pb95 i 1,31 euro za litr oleju napędowego.
"Cud paliwowy" w Polsce. Na czym polega?
Jednak trzeba podkreślić, że w skali całej Unii Europejskiej Polska nadal ma najtańszą benzynę Pb95, a diesla wciąż można zatankować taniej tylko na Malcie. "Cud paliwowy" widać najwyraźniej, gdy przyjrzymy się danym na temat średnich cen paliw na stacjach w Polsce i u naszych sąsiadów.
Nie tylko mamy najniższe ceny w regionie, ale też widoczny jest "rozjazd" cenowy w ostatnim miesiącu. Gdy w Niemczech, Czechach, Słowacji, na Litwie i Węgrzech ceny w ostatnich czterech tygodniach szły w górę, w Polsce - dokładnie odwrotnie.
Wybory parlamentarne już za niewiele ponad tydzień - w niedzielę 15 października. I właśnie w tej dacie wielu upatrywało przyczyny "cudu paliwowego". - Zrobić dobrze PiS-owi. To jedyny czynnik, który dyktuje dziś ceny na stacjach - mówił, nie przebierając w słowach, w TOK FM Jacek Krawiec, były prezes Orlenu w latach 2008-2015.
Wskazywał, że - uwzględniając czynniki rynkowe i makroekonomiczne - realne ceny paliw w Polsce powinny być dziś na poziomie 7,5-8 zł/l. Tymczasem w Polsce można zatankować średnio o 20 proc. taniej niż u naszych sąsiadów. Jak pisaliśmy w money.pl, rozwinęło to jeszcze bardziej turystykę paliwową przy granicy z Niemcami i Czechami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Awaria dystrybutora". Początek "scenariusza węgierskiego" w Polsce?
Na części stacji paliw doszło do "awarii dystrybutorów". Na alarm biją także politycy i samorządowcy. Donosili m.in. o problemach z tankowaniem karetek na Pomorzu Zachodnim i policyjnych radiowozów na Śląsku. W świetle ujawnionej wcześniej wewnętrznej instrukcji Orlenu, ta plaga może oznaczać braki paliwa.
Orlen konsekwentnie zaprzecza brakom paliwa oraz "upolitycznieniu" cen przed wyborami. Przekonywał też, że instrukcja była wydana w związku z chwilowym, już zażegnanym problemem.
Od ekonomistów i przedstawicieli branży słychać jednak głosy, że Polsce grozi tzw. scenariusz węgierski. Tam również najpierw zamrożono ceny paliw na stacjach, doszło do braków paliwa, a gdy ceny uwolniono, inflacja wystrzeliła, a wraz z nią ceny żywności i koszty życia.
- Wystarczy porównać ceny detaliczne z tymi wyznaczonymi przez rynek. Dlatego grozi nam scenariusz węgierski. Kiedy nie opłaca się importować paliwa w hurcie, bo później nie da się go sprzedać po tej cenie na stacji, to żadne przedsiębiorstwo nie będzie ponosiło strat. Dojdzie do tego, co wydarzyło się nad Balatonem, gdzie prywatne stacje paliw były zamknięte, bo nie wystarczyło paliwa, a sprowadzać się go nie opłacało - mówiła money.pl Grażyna Piotrowska-Oliwa, była prezeska PGNiG i była członek zarządu Orlenu.
Orlen zapewnia jednak, że nad Wisłą powtórka sytuacji nad Balatonem nie grozi.
Przy wyłączeniu nieprzewidzianych wahań czy zdarzeń na rynku, na które koncern nie ma wpływu, tzw. scenariusz węgierski (braku paliw) w Polsce się nie powtórzy - przekonuje koncern w odpowiedzi na pytania money.pl.
Również z rządu płyną sygnały zapewniające, że po 15 października ceny na stacjach nie wystrzelą. - Uważam, że nie powinno być żadnych znaczących podwyżek - stwierdził minister rozwoju Waldemar Buda na antenie Radia Plus.
Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl