Niedawno do jednej z jego sześciu podwarszawskich placówek trafiła pacjentka ze stolicy. U siebie - jak mówi - zadzwoniła z potwierdzonym COVID-19 i zaproponowano jej teleporadę za tydzień. - Nie wiem dokładnie, dlaczego tak się stało w przypadku tej kobiety. Wiem jednak, że w moich POZ teleporada jest najpóźniej następnego dnia - zaznacza dr Sutkowski, prodziekan Wydziału Medycznego Uczelni Łazarskiego i rzecznik Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce.
Spróbujmy jednak to wyjaśnić. Może w Warszawie przychodnie mają więcej pacjentów? Nic bardziej mylnego. Zasady są takie same dla całego kraju: na 1 lekarza może przypadać w POZ 2,5 tys. pacjentów (+/- 10 proc.). Dr Sutkowski zwraca uwagę, że NFZ kontroluje te liczby i nie raportuje o nadużyciach.
- Zatem do takiego "zakorkowania" teleporad nie powinno dochodzić. Pewnie składa się na to teraz kilka rzeczy. Mało lekarzy w POZ, bo część jest wezwanych przez wojewodów do szpitali, rezydenci uczą się do egzaminów. Zapewne też kuleje zarządzanie pracą - mówi dr Sutkowski.
"Zamknąć wszystkich w domach"
Zdaniem rzecznika Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce 1/3 pozytywnych wyników testów to dowód na to, że nie dajemy sobie rady z pandemią. WHO ustawiła granicę na 5 proc. - jeśli pozytywnych testów jest mniej niż 5 proc., wówczas można założyć, że państwo radzi sobie z zagrożeniem.
- Czesi dopiero od niedawna mają 6 proc., a przecież niedawno mieli dramatyczną sytuacje i ciągle mają najwyższy procent zgonów na liczbę mieszkańców - zwraca uwagę dr Sutkowski. Co zrobili nasi południowi sąsiedzi, by osiągnąć to 6 proc.?
- Czesi znaleźli, wprawdzie po szkodzie, receptę, o której mówię od dłuższego czasu. Zastosowali intensywny, stosunkowo krótki lockdown. To trudne dla obywateli, ale znacznie korzystniejsze pod każdym względem od naszego pełzającego lockdownu, który sprawia, że wszystko się rozłazi - mówi medyk.
Jak dodaje, trzeba by zamknąć wszystkich w domach na 2-3 tygodnie, ale tu pojawiają się skojarzenia ze stanem wojennym, bo służby musiałyby się pojawić na ulicach i tu jest problem. - Udajemy, że wojny nie ma. Żyjemy w schizofrenicznym świecie, bo przegrywamy, a jeśli wygramy to kosztem zrujnowanego kraju i wielu, wielu zgonów - mówi dr Michał Sutkowski. Uważa przy tym, że pandemia uwidoczniła wszystkie zaniedbania w służbie zdrowia z ostatnich 30 lat.
Lekarze rodzinni czują się lekceważeni
- Pandemia pokazała, że mamy zbyt mało lekarzy rodzinnych. Patrzy się na nas w systemie jak na rejestratorów i sekretarki specjalistów. Tymczasem mamy specjalizację drugiego stopni i potrafimy zająć się pacjentem w każdym wieku i w razie potrzeby specjalistycznych badań - dobrze nim pokierować - stwierdza. Na 30 tys. lekarzy zatrudnionych w POZ-etach 12 tys. to lekarze rodzinni.
- Co oczywiste POZ jest też niedofinansowana. Nie mówię tylko o pensjach lekarzy, ale o całości nakładów. Nie możemy porównywać pieniędzy, bo kraje mają różny stopień bogactwa, ale kluczowy jest procent wszystkich nakładów - ocenia Sutkowski. W Europie, bez patrzenia na wschód, nakłady na opiekę podstawową to ok. 20 proc. całego budżetu ochrony zdrowia. U nas - 13 proc.
Pacjent idealny
- Pacjent idealny w pandemii to taki, który dzwoni, dostaje leczenie, jest kierowany na test i jeśli jest on pozytywny, to siedzi w domu. Jest przez lekarza rodzinnego monitorowany i jeśli trzeba interweniować to trafia do szpitala - mówi dr Sutkowski. - Gorzej - dodaje - gdy pacjent się nie zgłasza, nie wiemy, że choruje, a on chodzi do pracy. Jak już nie może, to dzwoni, okazuje się, że jest w ciężkim stanie, saturację ma na poziomie 60 proc. I szanse na wyjście z tego w całości są marne.
Telefony w sześciu przychodniach dra Sutkowskiego dzwonią non stop. - Uruchomiliśmy w każdej przychodni dodatkową linię. Jedna jest od lekarza do pacjenta, a druga kieruje ruchem pacjentów do rejestracji i lekarza. Nawet już nie irytujemy się liczbą telefonów, bo każdy ma prawo zadzwonić. Skarg na to, że nie można się dodzwonić, nie skomentuję. Sytuacja jest nadzwyczajna i zapewniam, że w każdym POZ liczba telefonów przebija jakiekolwiek wyobrażenie - wyjaśnia lekarz.
Działamy tylko dzięki zdrowym pacjentom
Za tzw. przeciętnego pacjenta POZ dostaje 14 zł miesięcznie. Jednak do tego dokłada się tzw. wagi związane z wiekiem i obciążeniami chorobami. Za dziecko mnoży się te 14 zł przez 1,7 , a za osobę w podeszłym wieku razy 3 .- Średnia to jakieś 15-16 zł na pacjenta miesięcznie. Proszę wierzyć, to nie są duże pieniądze, kiedy odejmie się koszty POZ. Przypomnę, że to musi wystarczyć na wszystko, wynajem powierzchni, prąd, ogrzewanie, pensje, sprzęt itd. Mówiąc szczerze, to działamy nadal tylko dlatego, że część pacjentów pojawia się u nas niezmiernie rzadko - mówi Sutkowski.