Fermy Drobiu Woźniak to największy producent jaj na rodzimym rynku i jeden z największych w Europie. Pandemia mocno ograniczyła możliwości eksportowe. Firma obsługuje znaczną część rynku HoReCa (hotele, gastronomia, catering) w Europie, a Włochy są jednym ze znaczących odbiorców.
Zbytu trzeba było szukać gdzie indziej. Rynek polski jest za mały dla tej firmy. Fermy Drobiu Woźniak od lat starają się zaistnieć w Singapurze. Teraz, dzięki wsparciu polskich instytucji i ambasady, udało się zdobyć pozwolenia.
- Myślę, że nadchodzący czas zlustruje przedsiębiorców i pozostawi najmocniejszych graczy na rynku. Pandemia pokazała niedoskonałość niektórych rynków ze względu na warunki geograficzne czy wydajność produkcji rodzimych przedsiębiorców. To pozwala na eksplorację nowych kierunków - mówi money.pl Barbara Woźniak.
Zobacz także: Kazar nie otworzył 16 sklepów. "Centra handlowe cierpią"
Zamrożenie gospodarki w Polsce oraz zamknięcie sklepów i fabryk w Europie Zachodniej, szczególnie w Niemczech, spowodowało, że polski eksport od marca walczy, by być nad kreską. Ledwie się udało.
Najgorzej we Włoszech
Wartość towarów sprzedanych za granicę przez polskich przedsiębiorców była w I kw. wyższa o 0,6 proc. w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku - podał GUS. Zatem eksport obronił się przed załamaniem. Pamiętajmy jednak, że wirus dotarł do Polski w marcu, a na dobre zadomowił się u nas w drugiej połowie miesiąca.
Jednocześnie sprzedaż do krajów strefy euro - naszego największego partnera handlowego - spadła o 3,2 proc. r/r. Spowolnienie było widać w sprzedaży np. do Niemiec (-0,5 proc. r/r), Francji (-2,4 proc. r/r), Wielkiej Brytanii (-6,9 proc. r/r) czy Włoch (-7 proc.).
Zaciągnięty ręczny hamulec eksportu w marcu potwierdził też NBP. Według jego danych, wartość towarów sprzedanych za granicę spadła w marcu o 4,6 proc. r/r.
Motoryzacja, meble i żywność
Jedną z najbardziej dotkniętych przez pandemię branż jest motoryzacja. Problemy eksportowe mocno uderzyły też w branżę meblarską, której wyroby są jedną z wizytówek polskiego biznesu za granicą. Kolejną jest polska żywność.
W 2019 r. wartość eksportu wyrobów rolno-spożywczych wyniosła 31,4 mld euro. Udział eksportu rolno-spożywczego w eksporcie ogółem wyniósł 13,3 proc. To specyficzna branża.
- Nie możemy zastopować automatycznie produkcji jaj i powiedzieć naszym nioskom: "a teraz stop, mamy wolne" - tłumaczy Barbara Woźniak.
Co zatem dalej z polskim eksportem? Według Jakuba Łańcuckiego, dyrektora zarządzającego ds. sprzedaży z polskiego oddziału firmy Ebury, zajmującej się m.in. obsługą transakcji walutowych przedsiębiorstw, najbardziej prawdopodobny scenariusz dalszego rozwoju sytuacji to krótkoterminowy szok. Jednak paradoksalnie koronawirus może przynieść korzyści eksporterom.
Nowe stare rynki
- Szansą dla nas będzie rozwój eksportu do krajów Europy Środkowo-Wschodniej: Węgier, Rumunii, Chorwacji czy na Słowację. Pandemia może bowiem wzmocnić partnerstwa regionalne i chęć poszukiwania dostawców bliżej niż w Chinach - uważa Jakub Łańcucki.
Zresztą już w 2019 r. eksport z Polski na Węgry wzrósł o 9,3 proc., na Słowację - o 6,1 proc, a do Rumunii - aż o 11,6 proc (dane GUS).
Z kolei w Skandynawii nad dobrym wizerunkiem polskich towarów pracuje m.in. Danuta Olewnik-Cieplińska z Grupy Rolnej Olewnik. Firma do Danii, Norwegii i Finlandii sprzedaje m.in. kukurydzę, pszenicę i ziarno soi non-GMO.
- Po chwilowym przestoju zamówienia znów ruszają. Już mamy np. kontrakty na dostawę dwóch statków kukurydzy. Spodziewam się, że szybko pojawią się kolejne, bo nasi partnerzy chcą zabezpieczyć dostawy do przyszłych zbiorów - mówi Danuta Olewnik-Cieplińska.
Rynki skandynawskie określa jako trudne do wejścia. Natomiast jeżeli już kontrahenci przekonają się o wysokiej jakości produktów i terminowych dostawach, wówczas bardzo dbają o relacje.
- Warunkiem rozpoczęcia jakiejkolwiek współpracy z wieloma firmami ze Skandynawii jest posiadanie i stosowanie kodeksu etyki, w którym producent gwarantuje, że np. nie zatrudnia ludzi na czarno i dba o środowisko - podkreśla Danuta Olewnik-Cieplińska.
Brama do Afryki
Choć oczy polskich przedsiębiorców sięgają jednak coraz dalej, Afryka wciąż pozostaje egzotycznym kierunkiem. Jakub Łańcucki z Ebury zwraca jednak uwagę, że tam konkurencja nie jest jeszcze tak ostra, jak w Europie Zachodniej. Ponadto tylko w ubiegłym roku wartość eksportu z Polski do Afryki wzrosła o 25 proc. i sięgnęła prawie 3 mld euro.
Ma w tym udział Marek Marzec, założyciel firmy Ewa-Bis. Jeden z największych w Polsce eksporterów wysyła owoce i warzywa do ponad 50 krajów na świecie, w tym m.in. do Maroko, Algierii, Nigerii i Senegalu. Co radzi?
- Trzeba wiedzieć, czy dany produkt w ogóle ma szansę się sprzedać. Dlatego warto uczestniczyć w dużych imprezach targowych, które dają szansę nie tylko na to, by pokazać się od najlepszej strony, ale też zrozumieć potrzeby lokalnych kontrahentów - podkreśla Marek Marzec.
Bramą do Afryki jest Dubaj, do którego na targi przyjeżdżają potencjalni kontrahenci z wielu afrykańskich krajów.
- Polskie produkty zaczęły docierać w miejsca, które jeszcze dziesięć lat temu wydawały się bardzo odległe. Jeżeli chodzi o jakość naszych towarów, to nie mamy powodów do kompleksów - uważa Jakub Łańcucki.
Jego zdaniem, teraz właśnie nadszedł czas na skokowe zwiększenie skali polskiego eksportu na egzotyczne rynki. Dodatkowo, w krótkim terminie, zanim poturbowana gospodarka wróci na właściwe tory, eksporterom sprzyjać będzie słaby złoty.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie