- W tym roku, nie miałam jeszcze żadnej wycieczki do pilotowania. Nie ma też żadnych grup przyjeżdżających do Wrocławia, które mogłabym oprowadzać jako przewodnik. Ostatnie zlecenia w swoim zawodzie miałam przed Bożym Narodzeniem w zeszłym roku - mówi money.pl Anita Ignasiak, przewodnik i pilot wycieczek z Wrocławia.
Jako lider Koła Przewodników i Pilotów Dolnośląskiej Izby Turystyki i członek zarządu koła PTTK we Wrocławiu, zna branżę bardzo dobrze. Pracuje w niej od 30 lat, ale nigdy wcześniej nie spotkała się z taką sytuacją.
- Jest tak niewesoło, że człowiek chwyta się każdej pozytywnej myśli dającej nadzieję. Widziałam ostatnio autobus na niemieckich numerach pod hotelem. Pomyślałam, że może coś ruszy. Jednak realnie nie mamy prawa mieć żadnej nadziei na zarobek w tym roku. Wszystkie wycieczki do pilotowania najpierw przełożono na jesień, a ostatnio je odwołano - mówi Ignasiak.
"Ludzie się boją"
Dokładnie taka sama sytuacja dotyczy wycieczek przyjeżdżających do Wrocławia, które mogłaby oprowadzać. Zlecenia zostały anulowane. - Z rozmów z organizatorami wiem, że ludzie boją się drugiej fali pandemii i nie kupują wycieczek nawet na jesień. Z jednym z biur próbowaliśmy ostatnio sprzedawać jednodniowe wycieczki po Dolnym Śląsku. Bez powodzenia. Zgłaszały się pojedyncze osoby, to za mało, by zapełnić autobus. Ostatecznie nic z tego nie wyszło - mówi z żalem.
Anita Ignasiak, gdyby nie koronawirus, byłaby w tym roku pilotem kilkudziesięciu wycieczek do Niemiec, Czech, Słowacji czy na Ukrainę. Niestety nigdzie przez pandemię jeszcze nie pojechała i wiele wskazuje na to, że już nie pojedzie.
- Nie zarabiamy kokosów. Wszystko zależy od kierunków, czasu wyjazdu i liczby zleceń. Za pilotowanie wycieczki można dostać od 200 do 500 zł dziennie, choć zdarza się i 700 zł. Przewodnik może z kolei dostać za oprowadzanie 5-6-godzinnej wycieczki ok. 350-400 zł - mówi Ignasiak.
"Wszystko się ucięło"
Piloci i przewodnicy prowadzą jednoosobowe działalności gospodarcze. Mogą zarobić miesięcznie na rękę od 6 do ok. 10 tys. zł. Trzeba jednak pamiętać, że nie pracują cały rok. To, co uda im się wypracować w sezonie, musi wystarczyć na całe 12 miesięcy.
- Sezon trwa od kwietnia do października. Oczywiście zdarzają się potem pojedyncze pilotaże, ale nie ma tego dużo. Pandemia akurat rozwinęła się w najgorszym dla nas okresie. Straciliśmy źródło utrzymania na cały rok - mówi przewodniczka.
2020 r. zapowiadał się fantastycznie. Ignasiak i jej koledzy mieli pełne kalendarze. Turystyka objazdowa była w rozkwicie i nagle wszystko się ucięło. Dla ponad połowy z kilkudziesięciu tysięcy pracowników tej branży to jedyne źródło utrzymania.
- Część kolegów prowadzi teraz lekcje językowe online. Nieliczni oprowadzają wirtualne wycieczki opłacane przez samorządy. Znam jednak i takich, którzy np. wrócili do pracy w bibliotece czy urzędzie. Jeden z kolegów z Warszawy został florystą. Niektórzy też znaleźli pracę w sklepach. Znam pilota dorabiającego teraz w Żabce - mówi Anita Ignasiak.
Pod ścianą
Ponieważ pracujący w tym zawodzie z reguły prowadzą jednoosobowe działalności gospodarcze, mogli skorzystać tylko z części pomocy oferowanej w tarczach antykryzysowych.
- Zwolnienie ze składek ZUS, postojowe, wszyscy jak jeden mąż wzięli też pożyczki z urzędów pracy do 5 tys. zł. To tyle. Na chwilę starczy. Czekamy na szykowaną właśnie przez rząd tarczę turystyczną. Brakuje jednak pewności co się tam ostatecznie znajdzie - mówi pilotka.
Według naszych nieoficjalnych informacji w opracowywanej tarczy turystycznej ma się znaleźć postojowe (2080 zł) dla samozatrudnionych w tej branży na kolejne 3 miesiące. Inne rozwiązania mają dotyczyć przedsiębiorców zatrudniających pracowników.
- Jesteśmy postawieni pod ścianą. Nie mamy perspektyw na jakaś dalszą pomoc państwa. W kurortach w Polsce jest teraz pełno. Boom na wakacje w Polsce to fakt, dlatego turyści dotrą nawet do mniejszych miejscowości i dadzą zarobić ludziom żyjącym tam z turystyki. My jednak w tym roku zostajemy z niczym - mówi Anita Ignasiak.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie