Ministerstwo Zdrowia tradycyjnie o 10.30 podało dane o zakażeniach koronawirusem z ostatniej doby. W sumie stwierdzono 1934 nowe przypadki. Niespodzianką jest to, że o ile w ostatnich dniach najwięcej zakażeń stwierdzano w Małopolsce, to tym razem prym wiedzie województwo kujawsko-pomorskie: aż 229 nowych zachorowań. Dla porównania, śląskie, w którym przed wakacjami utrzymywała się najtrudniejsza sytuacja, to "zaledwie" 120 nowych przypadków.
Do tej pory kujawsko-pomorskie nie przodowało w dziennych zestawieniach. Wprost przeciwnie, sytuacja wydawała się dość ustabilizowana. Co więc się stało, czy ostatniej doby pojawiły się jakieś niepokojące ogniska?
Zadzwoniliśmy do wojewódzkiego sanepidu z siedzibą w Bydgoszczy. Usłyszeliśmy, że pierwsze miejsce w zestawieniu to po prostu wynik lepszej diagnostyki.
29 września w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej otwarto nowoczesne laboratorium molekularne. Znacznie przyspiesza badania w kierunku COVID-19, może pracować 24 godziny na dobę i 7 dni w tygodniu oraz jest niezwykle wydajne – chwali inwestycję sanepid.
W bydgoskim laboratorium molekularnym znajduje się w wysokiej klasy specjalistyczny sprzęt w tym automatyczna stacja pipetująca Nimbus, która umożliwia szybką izolację kwasów nukleinowych oraz składanie reakcji real time PCR znacznie skracając czas wykonania analizy. Jednorazowo aparat może przebadać aż 72 próbki – czytamy w komunikacie.
– Mamy dwa systemy wykrywania wirusa: zamknięty i otwarty. Dzięki temu pierwszemu, już po godzinie możemy uzyskać wynik na obecność koronawirusa. Jednak stosujemy go tylko w ciężkich przypadkach, bo jednorazowo może zbadać cztery próbki na godzinę. System otwarty posiada z kolei automat do izolacji RNA. Dzięki temu możemy zbadać nawet 74 próbki w ciągu 4 godzin – powiedział kierownik Oddziału Diagnostyki Medycznej WSSE w Bydgoszczy, Marcin Ziuziakowski.
Więcej testów, więcej wyników
Przykład z kujawsko-pomorskiego potwierdza więc zasadę: więcej testów, więcej pozytywnych przypadków. Pokazuje też, jak bardzo niedoszacowane są liczby na temat liczby osób zakażonych.
Dwa tygodnie temu – gdy liczba zakażonych dopiero zbliżała się do tysiąca nowych dziennie – pisaliśmy, że gdy chodzi o liczbę testów, Polska znajduje się na szarym końcu. A dokładnie: zajmujemy 38. miejsce na 47 krajów starego kontynentu (dane na 23 września). Z oficjalnych danych wynika, że wykonuje się u nas 83,4 tys. testów na milion mieszkańców. Gorzej jest tylko m.in. na Węgrzech i Słowacji, w Chorwacji oraz w Lichtensteinie.
Dla porównania: na Litwie wykonuje się niemal 270 tys. testów na milion mieszkańców, w Wielkiej Brytanii – 326 tys., w Danii – 585 tys. testów.
Od wybuchu pandemii eksperci nie mają wątpliwości, że w Polsce jest dużo więcej chorych, niż wskazują oficjalne dane Ministerstwa Zdrowia.
– To oczywiste, że gdy testujemy więcej osób, to wykrywamy więcej chorych. Nie wszyscy mają objawy, albo mają tylko niektóre. Gdy obecnie mamy ponad 700 przypadków dziennie, w rzeczywistości z pewnością jest więcej – wyjaśniał dr Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog.
Potwierdza to ekspert z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego.
– Udajemy, że bezobjawowe osoby nie są chore. Tyle że one zarażają. A to oznacza, że nikt nie kontroluje, jak rozsiewa się wirus. To niebezpieczne. Przekroczyliśmy niedawno granicę tysiąca chorych. Wkrótce może być dużo gorzej. Sytuacja się nie zmieni, jeśli zamkniemy oczy. Skończy się tragedią – podkreślał prof. Włodzimierz Gut.