Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Ten tekst nie jest w moim zamierzeniu kolejnym atakiem (nie moim) na zapowiedź premiera Donald Tuska, który 14 czerwca 2022 r. powiedział:
Ja mam bardzo konkretne rozwiązanie, wystarczy jedna decyzja, gdybym to ja był premierem, to benzyna byłaby po 5,19 zł.
Tekst jest przestrogą dla polityków, żeby oczekiwali pamiętliwości wyborców i opozycji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Benzyna po 5,19 zł?
W Polsce często mówi się, że "papiery nie płoną", co jest trawestacją "Rękopisy nie płoną" z książki "Mistrz i Małgorzata" (nadal doskonała) Michaiła Bułhakowa. Upłynęło więcej niż pół wieku, więc teraz należałoby to powiedzenie zmienić na "internet nie zapomina". I rzeczywiście nie zapomina, co skutkuje nękaniem polityków (analityków też) odniesieniami do wypowiedzianych kiedyś słów.
Medal nierozwagi należy się temu, kto w haśle "Sto konkretów na sto dni" umieścił "sto dni" zamiast na przykład "na dwie kadencje". Kto podpowiedział premierowi Tuskowi, wtedy przywódcy opozycji, żeby zapowiedział dokładny poziom ceny benzyny, zamiast tego, żeby powiedział po prostu, że jak zostanie premierem, to paliwo będzie tańsze? Tego nie wiem, ale wiem, że autorowi takiej podpowiedzi należy się nagana.
Skoro poproszono mnie o ocenę wiarogodności tej obietnicy, to spojrzałem na wykresy. Wtedy, 14 czerwca 2022 r. ropa (cena w złotych) była o około 60 proc. droższa niż jest obecnie, ale VAT był obniżony do 8 proc. (teraz już znowu 23 proc.). Benzyna 95 kosztowała wtedy 7,96 zł. Czy wtedy była możliwość obniżenia tej ceny do poziomu 5,19 zł? I skąd ten dokładny poziom? Być może wtedy cena hurtowa bez podatków była właśnie w takiej wysokości i stąd ta wartość?
Stawiam znak zapytania, bo nie znalazłem tej wartości (obecnie bez podatków cena hurtowa to około 3,40 zł), ale wydaje się prawdopodobna. Jeśli jednak stąd powstał ten zadziwiająco dokładny poziom, to już wtedy takie obniżenie cen nie było możliwe, bo obowiązywała minimalna akcyza, której wartość wyrażoną w euro ustala Komisja Europejska (ponad 1 zł na litr). Tak więc nawet rezygnacja z VAT, opłaty emisyjnej, opłaty paliwowej, a nawet marży detalicznej (nieco około 1,5 proc. ceny) nie mogła wtedy tak mocno (przypominam z poziomu 7,96 zł) obniżyć ceny benzyny 95 do 5,19 zł/l.
To już wiemy. Pozostaje więc pytanie, czy teraz, po wyborach parlamentarnych i po spadku ceny ropy oraz umocnieniu złotego, taka cena jest możliwa. Odpowiedź brzmi "jest możliwa, ale" I o tym "ale" niżej. Gdybyśmy byli w państwie podobnie zarządzanym jak Turcja czy Rosja, to po wyborach cena spadłaby do poziomu 5,19 zł. Wystarczyłoby pozostawić obowiązkową akcyzę i inne obciążenia, ale zrezygnować z podatku VAT.
I tu wchodzi nasze "ale". Tak teoretycznie można by zrobić, żeby uratować tę nieszczęśliwą zapowiedź, ale to byłaby kosztowna operacja. Budżet z podatków paliwowych otrzymuje ok. 60 mld zł rocznie. W cenie detalicznej paliw jest blisko 50 proc. kosztów innych niż surowa cena paliwa. Z tego wynika, że zmniejszenie obciążeń akcyzyjno-podatkowych, żeby cena na stacjach wyniosła 5,19 zł/l, kosztowałaby budżet około 25 mld zł. W sytuacji, kiedy przed wyborami wraca się do 5 proc. VAT na żywność, co daje budżetowi około 12 mld zł rocznie, taka obniżka nie miałaby żadnego sensownego usprawiedliwienia.
Rynek sam obniży ceny paliw?
Pozostaje więc pytanie o to, czy rynek sam nie doprowadzi do oczekiwanej ceny, a przynajmniej do znacznego jej spadku. Jeśli założymy, że obciążenia podatkowe są stałe (procentowy ich udział), to surowa cena hurtowa musiałaby spaść o około 25 proc. Może to nastąpić na skutek znacznego spadku ceny ropy na giełdach oraz znacznego umocnienia złotego do dolara. To ostatnie jest obecnie prawie pewne – złoty z wielu powodów powinien się umacniać.
Spadek ceny ropy (szczególnie znaczny spadek) wydaje się obecnie mało prawdopodobny (w krótkim okresie). Wręcz odwrotnie – fundusze inwestycyjne widzą okazje na zyski właśnie na rynkach surowcowych (stąd zwyżki cen ropy, miedzi, złota czy srebra), a do tego zbliża się letni sezon wyjazdowy na półkuli północnej. Dochodzą też napięcia geopolityczne (szczególnie na linii Izrael Iran). Z tego, co napisałem, wynika wyraźnie, że marzenia o wyraźnie niższych cenach paliw musimy na razie odłożyć ad acta. A politycy już nigdy, jak mniemam, nie będą obiecywali czegoś, czego z pewnością nie będą mogli zrealizować.
Piotr Kuczyński, analityk domu inwestycyjnego Xelion