O sprawie pisze wtorkowa "Rzeczpospolita". Za ostrym lockdownem mają się opowiadać doradzający premierowi lekarze i epidemiolodzy. Zamrożenie życia gospodarczego i społecznego kraju miałoby przerwać transmisję wirusa i dać chwilę tak potrzebnego służbie zdrowia oddechu.
Z drugiej strony swoje argumenty forsują przedsiębiorcy zwracający uwagę, że zamknięcie gospodarki spowoduje potężny kryzys i likwidację ogromnej liczby miejsc pracy. Można też się spodziewać bankructw. - Według licznika strat gospodarczych spowodowanych przez Covid-19 już dziś polska gospodarka traci codziennie ponad 660 mln zł – wylicza Rada Przedsiębiorczości.
Jak wskazuje gazeta, powołując się na anonimowego informatora z otoczenia premiera, szef rządu przychyla się raczej do racji przedsiębiorców. - Sytuacja jest dynamiczna, ale żadnej decyzji na razie nie ma. Rząd patrzy dziś przede wszystkim na dane o liczbie zakażeń i zgonów - mówi ów współpracownik premiera.
Jak wskazuje, nawet jeśli narodowa kwarantanna zostanie wprowadzona, to nie będzie tak twarda jak wiosną. – Będzie polegała raczej nie na zamykaniu firm, lecz na dalszym ograniczeniu mobilności obywateli, tak jak to dzieje się np. we Francji. Chodzi o to, żebyśmy w miarę możliwości siedzieli w domach i nie przenosili wirusa – mówi. Może to potrwać 2-3 tygodnie.
Mateusz Morawiecki zapowiadał kilka dni temu, że narodowa kwarantanna może być wprowadzona, gdy liczba zakażeń sięgnie 70–75 na 100 tys. mieszkańców. To ok. 30 tys. zakażeń dziennie.