Przez dwie dekady w Sojuszu polska armia mocno się skurczyła. Jeszcze na przełomie wieku liczyła ponad 220 tys. żołnierzy. Dziś jest o połowę szczuplejsza, choć to w ogromnej mierze skutek decyzji o zakończeniu poboru.
Ale armia się kurczy nie tylko jeśli chodzi o liczbę żołnierzy. W porównaniu do 1999 roku mamy mniej czołgów, myśliwców bojowych czy śmigłowców bojowych. Trochę wzrosła liczba okrętów bojowych Marynarki Wojennej - ale nieznacznie.
- We współczesnej armii jednak ilość liczy się mniej. Bardziej chodzi o jakość - mówi money.pl gen. Stanisław Koziej, były szef BBN. Z tą jakością jednak też różnie bywa. Sami generałowie w nieoficjalnych rozmowach mówią, że Polska działa w dużej mierze na archaicznym sprzęcie z PRL, wzmocnionym nieco przez nowoczesne czołgi czy samoloty z Zachodu.
I rzeczywiście - wystarczy spojrzeć na naszą flotę myśliwców. Siły Powietrzne szczycą się względnie nowymi F-16. Jednak tych mamy niespełna 50. Czyli mniej więcej tyle samo, ile znacznie starszych myśliwców, które w większości powstały jeszcze za Żelazną Kurtyną. Nasza armia ma bowiem 18 radzieckich Su-22 oraz ok. 30 Migów-29. Z tymi ostatnimi polska armia ma jednak ostatnio poważne problemy.
Jeszcze bardziej na sprzęcie z PRL opiera się lotnictwo sił lądowych. Mamy niemal 100 śmigłowców produkcji rosyjskiej i radzieckiej. Niecałe 40 sztuk to natomiast śmigłowce polskie - PZL W-3 Sokół. I ta konstrukcja ma już jednak swoje lata i eksperci wskazują, że powinna zacząć być wycofywana za kilka lat.
A co z czołgami? Teoretycznie tu jest lepiej - mamy niemal 250 nowoczesnych Leopardów 2 niemieckiej produkcji, 232 polskie czołgi PT-91 "Twardy" oraz 528 egzemplarzy radzieckiego modelu T-72. Tyle że PT-91 to zmodernizowana wersja... radzieckiego T-72. Nawet zresztą jeśli chodzi o T-72, to większość z nich nie jest w czynnej służbie, a w magazynach.
"Lepiej stańmy się cyberpotęgą"
Generał Koziej zwraca uwagę, że Polska wstępowała do NATO w dość specyficznym momencie. Na początku XXI wieku państwa Sojuszu bardziej myślały o zagranicznych misjach, a nie o obronie własnego terytorium. Ten sposób myślenia przyjęła i Polska. - Efektem był na przykład zakup Rosomaków. One świetnie sprawdzały się na misjach w dalekich krajach. Ale czy sprawdziłyby się w sytuacji ewentualnego konfliktu na naszym terytorium? Nie jestem pewien - mówi money.pl były szef BBN.
Koziej mocno krytykuje rząd PiS, który anulował kontrakt na helikoptery typu Caracal. - Jako państwo graniczne NATO potrzebujemy takiego sprzętu - mówi. Ale zdaniem generała, pospieszna wymiana PRL-owskiego sprzętu też nie jest najlepszym rozwiązaniem.
- Ja już od dość dawna mówię, że dla takiego państwa jak nasze, priorytetem powinna być ucieczka do przodu. Potrzebujemy przewagi generacyjnej. Więc powinniśmy inwestować w cyberbezpieczeństwo, samoloty bezzałogowe czy systemy satelitarne, a niekoniecznie w nowe czołgi czy myśliwce. Dzisiaj coraz mniejsze znaczenie ma broń konwencjonalna, a większe na przykład rozpoznanie. Bo co z tego, że będziemy mieli supernowoczesne rakiety, jak nie będziemy wiedzieli, gdzie dokładnie znajduje się cel, w który mamy trafić? - pyta generał.
Dlatego Koziejowi nie podobają się plany ministra Błaszczaka, by koncentrować się na zakupie nowoczesnego myśliwca piątej generacji. - Są one niezwykle drogie, więc zbyt wiele takich myśliwców, na przykład amerykańskich F-35, nie kupimy. A jak nawet kupimy, to bez kodów źródłowych i bez dostępu do technologii. Nawet jeśli więc kupimy taki nowoczesny sprzęt, to przewagi technologicznej na nim nie zbudujemy - zaznacza.
- Zamiast tego, warto myśleć w perspektywie kilku dekad. A takim okresie czasu możemy się stać prawdziwą potęgą jeśli chodzi o wojska cybernetyczne. Warto przyglądać się Estonii. Ona mocno inwestuje w cyberwojska. Niewykluczone, że dzięki zaawansowanym technologiom będzie ona mogła opierać się atakom ze strony potęgi nuklearnej, jaką jest Rosja. Powinniśmy iść właśnie tą drogą - uważa gen. Koziej.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl