Tuż przed wizytą prezydenta Dudy w Waszyngtonie szef MON odwiedził bazę lotniczą Eglin na Florydzie.
"Planowany zakup myśliwców F-35 wpisuje się w tworzenie całego systemu, który odstrasza potencjalnego przeciwnika. Wcześniej podpisałem umowy na zakup systemów Patriot i HIMARS" - powiedział przy tej okazji Mariusz Błaszczak. Oczywiście, plany zakupu najnowocześniejszych obecnie maszyn na świecie zasługują na wsparcie. Dobrze jednak trzymać się pewnych faktów.
Systemy Patrioty nie obronią nawet Warszawy. Wszystko dlatego, że pierwotnie MON chciało kupić osiem baterii, ale zapewne skończy się na dwóch. Wprawdzie na poziomie deklaracji mówi się o dalszych zakupach, ale może nie wystarczyć na nie pieniędzy. Na 1/4 z planowanych Patriotów wydaliśmy 16 mld zł, a na całość chcieliśmy przeznaczyć 30 mld zł.
A co z systemami HIMARS? MON wydał na nie 1,5 mld zł, a rakiet wystarczy na kilka godzin walki. Pierwotnie plan strategiczny mówił o zakupie 160 wyrzutni. Potem liczbę zredukowano do 56, a umowę podpisaliśmy na zakup 20. Zredukowano też liczbę pocisków z 600 do około 300. Wszystko to stawia pod znakiem zapytania możliwości realnego pokazania siły wobec Rosji.
- Mamy śladowe ilości środków odstraszania. Przy narodowej operacji zbrojnej, bez wsparcia sojuszników, to tyle co nic. Nasz potencjalny przeciwnik w każdym rodzaju uzbrojenia dysponuje co najmniej kilkukrotną przewagą. Wszystko, co mają ze starego sprzętu jest i tak nowsze od naszej starszej broni, która tak naprawdę jest podstawą uzbrojenia. Ponadto rozwijają nowoczesne technologie wojskowe - mówi money.pl Mariusz Cielma, ekspert wojskowy i naczelny branżowego magazynu "Nowa Technika Wojskowa”.
W ocenie eksperta nasz potencjalny przeciwnik pokazuje też, że nie liczy się ze stratami. - Nawet, kiedy lekko go ukąsimy rakietami i kilkunastoma supernowoczesnymi samolotami i zestrzelimy np. kilkadziesiąt ich maszyn, to wyślą setki innych i nawet im nie drgnie powieka - mówi Cielma.
Cel polityczny osiągnięty?
Nie ma jednak żadnych wątpliwości, że ostatnie zakupy i planowana umowa na F-35 tworzy dobrą atmosferę pod rozmowy z Amerykanami na temat baz wojskowych. Wydane miliardy z całą pewnością przełożyły się też na wysoką rangę wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w Waszyngtonie. Politycznie wygląda to zatem całkiem nieźle, a jak z czysto wojskowego punktu widzenia?
- Zakupy w USA zwiększają paradoksalnie głównie możliwości Amerykanów w naszym regionie, bo sprzęt może być najefektywnie wykorzystany tylko dzięki systemom rozpoznania, którymi dysponują Stany. My niestety nie mamy takich możliwości. Mamy drogie zabawki, ale nie możemy z nich w pełni korzystać - mówi naczelny magazynu "Nowa Technika Wojskowa”.
- Wydaliśmy miliardy na systemy dalekiego zasięgu, ale nie mamy dalekosiężnych systemów rozpoznania i kierowania ogniem. Mówiąc kolokwialnie nasze wojsko nie widzi celów na setki kilometrów, a ma sprzęt do strzelania na takie odległości - wyjaśnia Cielma.
Ten problem dotyczy np. kupionych od USA za 2 mld zł rakiet JASSM do polskich F-16 (te o największym zasięgu mogą przelecieć nawet 900 km) czy rakiet HIMRAS o zasięgu 300 km.
Obecność sprzętowa?
- Można zatem zaryzykować stwierdzenie, że to, o czym mówi minister Błaszczak, to nie nasze odstraszanie, ale sprzętowa stała obecność amerykańska w naszym kraju. To wprawdzie sprzęt kupiony przez Polaków, ale taki, który zyskuje na dużej wartości dopiero, jak jest wpięty w amerykański system walki - konkluduje Cielma.
W jego ocenie zakup F-35 niewiele tu zmieni. Ponownie chcemy kupić mało tego sprzętu. Obecnie nawet w USA gotowość bojowa tych maszyn jest na poziomie 60-70 proc. Samolot wchodzi dopiero do służby, wymaga ciągle rozbudowanej obsługi.
- Zatem skoro planujemy kupić 32 samoloty, to sprawnych będzie ponad 20. Tymczasem cykl operacji lotniczej dzieli się na trzy: część samolotów wykonuje zadania, druga cześć tankuje, a kolejna np. wraca z misji. Okaże się więc, że w jednym czasie możemy mieć w powietrzu zaledwie kilka maszyn - mówi Mariusz Cielma.
Tymczasem nasi wojskowi od lat przekonują, że powinniśmy mieć około 150 - 180 samolotów. Po zakupie całej partii F-35 będziemy mieli formalnie 80 maszyn (łącznie z 48 maszynami F-16). A ile to będzie kosztowało? Za 34 samoloty Belgowie zapłacili 4 mld euro, czyli ponad 17 mld zł.
- My pewnie zapłacimy podobnie, ale przez nasze ograniczenia skorzystamy tylko z części ich możliwości. F-35 to latający komputer z cyfrowymi środkami rozpoznania i walki, a my tymczasem nie mamy spójnego polskiego systemu informatycznego, który mógłby współpracować z tymi samolotami i innymi elementami uzbrojenia - podsumowuje Cielma.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl