"Grać w gry" i z tego żyć - to marzenie wielu osób. Niektórzy marzenia spełniają. Grają, nagrywają rozgrywkę z własnym komentarzem i wrzucają na YouTube. Takie filmy gromadzą olbrzymią publiczność. Głównie dziecięcą.
Wejść na filmiki jest całe mnóstwo i YouTube płaci. Ale youtuberom to najwyraźniej przestało już wystarczać, bo coraz intensywniej komercjalizują swoją działalność poza internetem.
1 czerwca razem z moimi dwoma synami (7 i 10 lat) i chrześniakiem (9 lat) udałem się do Hali Torwar na występ Vito i Belli. Dwie godziny w korku przed dojazdem i obserwowane tłumy zmierzających na występ dzieci dały wiele do myślenia. Występ zaczął się ze sporym opóźnieniem, wizualnie i scenariuszowo taki sobie, ale chłopcy zachwyceni. Gra na żywo na telebimach, przebrani w postaci z Minecrafta aktorzy na scenie, Vito i Bella rozmawiający z publicznością.
Zobacz też: Youtuber wypowiedział wojnę wydawnictwom. "W Polsce jest dyktat dystrybutora"
Pod tymi pseudonimami kryje się dwójka młodych youtuberów ze Szczecina: Adam Witkowski i Paulina Woźniak. Nie tylko przyciągają uwagę setek tysięcy dzieciaków w internecie, ale i sprzedają: koszulki, plecaki szkolne, figurki, kubki, skarpetki, piórniki, długopisy oraz wydają własny miesięcznik Vito Team.
Konkretnie sprzedaje te wyroby spółka cywilna Vito Team, założona przez Adama Witkowskiego i Adama Romanowskiego. Za miesiąc będą mieli żniwa i spora część wyprawki szkolnej 300+ trafi z pewnością właśnie do ich kieszeni.
Pełna sala
Część żniw mają już teraz. Zapełniona w Dzień Dziecka po brzegi sala na warszawskim Torwarze o czymś przecież świadczy. Prawie pięć tysięcy miejsc siedzących rzadko zajętych jest w komplecie na meczach siatkarzy, a tu dostawiono jeszcze kilka tysięcy krzesełek na dole i…. prawie na wszystkie sprzedano bilety. Pięć tysięcy w cenie 100 zł rozeszło się w zaledwie w pięć dni w kwietniu, dwa miesiące przed występem. No i te kilkusetmetrowe kolejki do namiotowego sklepiku przed halą Torwaru po występie.
Oglądalność filmików Vito i Belli w ostatnim miesiącu oscyluje pomiędzy 200 a 400 tys., co na YouTube powinno dać około 100-150 dolarów dochodu na film. A najlepszy ich hit osiągnął nawet 4,7 mln wyświetleń, co przekłada się na przychód około 2 tys. dol. W języku dzieci już ugruntowały się określenia "epickie" zamiast "fajne", czy "oszukista" zamiast "kłamca".
To niejedyni polscy youtuberzy, którzy postanowili w sezonie wiosenno-letnim robić pieniądze na zainteresowaniu dzieci. Nad morzem odbyła się cała trasa, podczas której można się spotkać z piątką z nich, z których największa estymą dzieciaków cieszy się Manoyek.
Nadmorska trasa
Za spotkanie z nim trzeba zapłacić 50 zł. Ulgowych biletów nie ma. - To pierwsza taka trasa - mówi money.pl menadżer Manoyka.
Tłumy nie są porównywalne z zainteresowaniem Vito i Bellą, ale też Jastarnia, gdzie w sezonie mieszka tu razem z turystami łącznie około 20 tys. osób (szacunek na podstawie opłaty miejscowej 10 zł dziennie za osobę, z której wpływa 1 mln zł), to nie dwumilionowa Warszawa.
Wreszcie o godzinie 15 wiele osób woli się wygrzewać na plaży, niż rozmawiać z jakimś Manoykiem. Część rodziców jest odporna na naciski młodych. Ale i tak niecałe dwieście osób na to się zdecydowało. Spotkanie polega na talk show z youtuberem oraz wspólnej rozgrywce na własnym urządzeniu, emitowanej na żywo na ekranie.
Pod pseudonimem - lub jak kto woli "nickiem" - Manoyek kryje się 23-letni Adrian Molenda. Krótkie spodenki, sympatyczna twarz. Nad polskim morzem jest dopiero drugi raz w życiu. Na pomysł zarabiania na YouTube wpadł jeszcze w liceum.
- Miałem dużo czasu, dużo grałem, było doświadczenie w obróbce wideo, dźwięku - mówi Molenda.
Od trzech lat zarabia tylko na YouTube. Już nie studiuje. Chciał być redaktorem w wydawnictwie, ale po co, skoro ludzie tak chętnie go oglądają w internecie?
- Byłem zwykle najgorszy w dane gry, ale ludzie mnie i tak oglądali. Pewnie to kwestia osobowości - śmieje się. - Kiedyś wstawiałem dwa-trzy filmy dziennie. Można z tego godnie żyć - opisuje.
Teraz wystarczy nawet jeden film. Te wstawione w ostatnim miesiącu mają zwykle 100-150 tys. wyświetleń. 100-200 dolarów dziennie to już solidna dniówka.
Jak to się robi?
Najpierw szuka pomysłu na scenariusz rozgrywki. Wspiera się m.in. pomysłami zagranicznych youtuberów. Potem 3-4 godziny nagrywania. Razem z wrzuceniem może to zająć siedem godzin w przypadku gry Brawl Stars i około ośmiu godzin w grze Fortnite. Spać idzie około godziny trzeciej w nocy.
- Mogę spokojnie żyć i nie muszę się o nic martwić - chwali się Manoyek. I jak widać z trasy objazdowej na samych pieniądzach z YouTube nie ma zamiaru poprzestać. A będzie jeszcze sklep ze skarpetkami i bandanami - deklaruje.
Gry, o których Manoyek nagrywa swoje filmy są bardziej "męskie", co widać po zgromadzonej na spotkaniu publiczności. Ta z góry będzie naturalnie o połowę mniejsza niż w przypadku Vito i Belli. Skali konkurentów, którzy filmy kręcą w grach Roblox i Minecraft na razie nie osiąga.
Całe to zjawisko oparte jest o rosnącą popularność gier, w których można rywalizować z innymi w internecie. W Fortnite, Brawl Stars czy Roblox można grać bez opłat, choć oczywiście robione są z zamiarem zarobku dla producenta. Płacą ci gracze, którzy chcą mieć dodatkowe funkcjonalności, czy choćby lepsze ubranie w grze, stylizację. Epic Games na Fortnite zarobił już na takich płatnościach 3 mld dol.
Najpopularniejsi gracze na świecie, którzy swoje filmy prezentują naYouTube i Twitchu zarabiają miliony. Gracz o pseudonimie Ninja, czyli 27-latek Tyler Blevins, najpopularniejszy streamer "Fortnite", ujawnił, że takie zajęcie przyniosło mu w 2018 roku prawie 10 mln dolarów. 70 proc. zysków to zasługa działalności na YouTube i Twitchu, reszta to wpływy od sponsorów.
Polscy youtuberzy oczywiście nie mogą liczyć na podobne kwoty, ale jak widać próbują dorabiać. I to skutecznie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl