NBP wywiesił już drugi baner na swoim budynku. Pierwszy spotkał się z ostrą krytyką środowiska ekonomicznego i nie tylko. Bank jednak idzie za ciosem i wywiesił drugi baner. Napis na nim brzmi: "Dzięki NBP Polska jest na dobrej drodze, już od 4 miesięcy ceny prawie się nie zmieniły!". Ile jest w tym prawdy?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
NBP wywiesza nowy baner. Ekonomiści są bezwzględni
- Nowy baner na frontonie budynku NBP można oceniać w trzech kategoriach: forma, zawartość informacyjna, cel. Najłatwiej jest z zawartością informacyjną. Jest w zasadzie prawie (zachowując styl NBP) zgodna z prawdą. Prawie, bo w maju i czerwcu ceny w stosunku do poprzedniego miesiąca się nie zmieniły, a w lipcu nawet spadły. Ale to tylko trzy miesiące… To rzeczywiście jest dobra informacja – nawet jeśli bierze się pod uwagę sezonowość. Jeśli mocno się ją nagłośni to oczekiwania inflacyjne mogą spadać, co ułatwi walkę z inflacją - komentuje dla money.pl Piotr Kuczyński, analityk DI Xelion.
Jego zdaniem jednak nie jest rolą NBP informowanie za pomocą banerów o tym, jaka jest i gdzie zmierza inflacja. Jak przekonuje, to powinien robić zarówno prezes banku na swoich konferencjach prasowych, jak i członkowie RPP oraz media.
- Ale skoro o terminie wyborów informuje się na Twitterze to i NBP jak widać może płacić za samochwalcze banery o inflacji - stwierdza ekspert.
Napis na nim zawiera jednak półprawdę. Bowiem według Kuczyńskiego stagnacja w inflacji nie jest stricte wynikiem działań NBP. - Ta zmiana w tempie inflacji ma niewiele wspólnego z polityką NBP (chociaż z pewnością nieco gospodarkę chłodzi), a więcej ze zmianami cen na rynkach globalnych. Nieco trawestując znane powiedzenie - o tempora o mores! - można powiedzieć, że jakie czasy takie obyczaje - podsumowuje analityk Xeliona.
Fact check jest dla NBP bezwzględny
Podobnego zdania są także inni ekonomiści. Marcin Czaplicki z SGH, były ekonomista PKO BP, wprost pisze, że NBP zaczął przypisywać sobie władzę nad "sezonowością cen w rolnictwie oraz pogodą!"
Ceny w kategoriach bazowych, za które NBP de facto odpowiada wzrosły (wg oficjalnych danych) przez ostatnie 4 miesiące (za które są dane, tj. marzec-czerwiec) o 3,2 proc.! Spadają ceny żywności - wyjaśnia.
Tak więc najważniejsza miara inflacji - inflacja bazowa, czytali taka liczona bez cen żywności i energii, na którą zwracają szczególną uwagę banki centralne na świecie, wzrosła. Powodów do dumy być więc nie powinno, zważywszy, że celu inflacyjnego banku na poziomie 2,5 proc. nie osiągniemy nawet na koniec prognozy NBP, czyli w 2025 r. Wzrost cen przez zaniedbania banku, zdaniem części ekonomistów, będzie dokuczał naszym portfelom nawet kilka kolejnych lat.
"Trzeba przypomnieć, że szef NBP odcinał się od inflacji CPI (inflacji konsumenckiej, ogólnej podawanej przez GUS - przyp.red.) mówiąc, że jest poza kontrolą banku centralnego. Teraz, gdy CPI znów z powodów niezależnych od NBP się stabilizuje, to nagle jest to zasługa banku centralnego, a bazowa wciąż rośnie, jednak o tym cisza" - wyjaśnia z kolei Daniel Kostecki, analityk CMC Markets.
- NBP konsekwentnie kontynuuje politykę banerową. Jak wysoka inflacja - to wina Putina, jak ceny prawie nie rosną to zasługa NBP. Wiadomo, że nic nie wiadomo. Celu inflacyjnego nie widać. Zabrakło tylko pouczenia, że ci co myślą inaczej, ulegają narracji Kremla - uważa z kolei Paweł Wojciechowski, były minister finansów za rządów PiS.
Co z inflacją przez najbliższe lata?
Skoro NBP chwali się swoją polityką pieniężną, warto zadać pytanie, co nas czeka w przyszłym roku w kwestii cen. Ekonomiści nie mają dla nas dobrych informacji.
"W całym przyszłym roku ceny wzrosną przeciętnie o blisko 6 proc., a więc ponad dwukrotnie więcej niż wynosi cel inflacyjny RPP" - prognozują analitycy Citi Handlowego. Co więcej, z ich szacunków długoterminowych wynika, że średnioroczna inflacja sięgnie celu NBP dopiero w 2027 r.
Nie jest to niestety odosobniona opinia. Wszystko przez podążanie Rady Polityki Pieniężnej za wskazaniami prof. Glapińskiego i przedwczesne - zdaniem wielu ekonomistów - obniżki stóp procentowych już po wakacjach.
Gdyby Rada postąpiła tak, jak spodziewa się tego rynek (obniżki stóp o 100 punktów bazowych do końca roku, czyli do 5,75 proc.), to w opinii Janusza Jankowiaka, głównego ekonomisty Polskiej Rady Biznesu, byłaby to dramatycznie zła decyzja dla naszych portfeli.
- Oznacza to inflację w Polsce w przedziale 4-5 proc. do roku 2027. Jak dobrze pójdzie - wyjaśniał w rozmowie z money.pl w połowie lipca.
Z punktu widzenia bilansu ryzyk, lipcowa aktualizacja projekcji inflacyjnej NBP jest mocnym ciosem wymierzonym w ewentualną obniżkę stóp procentowych w tym roku. Każda obniżka zwiększa bowiem prawdopodobieństwo wzrostu inflacji ponad górne przedziały odchyleń od celu do roku 2025 oraz wydłuża okres dochodzenia do tego celu o kolejne co najmniej 2 lata - dodał ekonomista.