W tym tygodniu - 29 sierpnia - mamy poznać decyzję Państwowej Komisji Wyborczej w sprawie ewentualnego pozbawienia PiS części powyborczej dotacji i corocznej subwencji. Jeden z analizowanych materiałów, który może przyczynić się do nałożenia finansowej kary na partię Jarosława Kaczyńskiego, dostarczył państwowy instytut badawczy NASK.
Za sprawą informatora niezwiązanego z tą instytucją mogliśmy zapoznać się z materiałami przygotowanymi przez ekspertów NASK (sam instytut nie chce ich upubliczniać), a także kontekstem ich powstawania. Wynika z nich, że pracujący tam zespół przygotowywał różne rodzaje raportów - poranne, popołudniowe, tygodniowe, analizy ad hoc i raporty specjalne.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W udostępnionych nam materiałach mogliśmy przejrzeć raporty NASK za wrzesień i październik zeszłego roku, a więc w najgorętszym okresie kampanii.
Sprawdziliśmy raporty poranne z września. Wszystkie były robione według jednego wzorca. Na początek NASK wskazywał wpisy w mediach społecznościowych, np. na portalu X, które w ocenie jego specjalistów mogły mieć charakter dezinformacyjny. I tak np. w raporcie porannym z 18 września 2023 r. pojawia się notatka: "Na koncie posła Michała Szczerby pojawiła się narracja jakoby wizy na Białorusi obsługiwała firma z siedzibą w Moskwie, co ma oznaczać, że personel rosyjski miał wpływ na to, kto wjeżdża do Polski i Unii Europejskiej". Za tym szły rekomendacje. W opisywanym przypadku: "Monitoring i ewentualna reakcja do decyzji resortu".
Monitorujemy i identyfikujemy treści dezinformacyjne, ale nie zajmujemy się ich dementowaniem czy prostowaniem. Publikujemy alerty i ważne informacje oraz przekazujemy analizy i raporty zainteresowanym podmiotom tak, aby one mogły odnosić się do nieprawdziwych treści i im komunikacyjnie przeciwdziałać. Nie ponosimy jednak odpowiedzialności za działania podejmowane przez te podmioty lub ich brak - zastrzegł NASK w materiale dotyczącym metodologii działań.
Jak NASK badał "wiarygodność PiS"
W dalszej części raportu pojawia się sekcja "Tematy dnia z KPRM CIR" (Centrum Informacyjne Rządu działające w ramach Kancelarii Premiera - przyp. red.), a w niej kilka-kilkanaście tematów, które przebadać chciały sobie poszczególne ministerstwa czy sam KPRM. Badano takie tematy jak: ceny energii, złote algi w Kanale Gliwickim, system finansowania samorządów, zboże z Ukrainy czy nielegalna migracja - a więc wszystko to, co danego dnia mogło być "gorącym tematem", którym rząd Zjednoczonej Prawicy powinien odpowiednio zarządzić w sensie komunikacyjnym.
W udostępnionych nam raportach porannych NASK temat "wiarygodności PiS" - jako kolejny z badanych tematów - pojawia się w raporcie z 20 września i potem w kolejnych dniach. Pod kątem liczby wzmianek i generowanych zasięgów w social mediach badano np. takie tezy jak:
Im bardziej Prawo i Sprawiedliwość próbuje negować afery z ostatnich ośmiu lat, tym bardziej ludzie podchodzą podejrzliwie do wiarygodności partii.
Jeśli chodzi o raporty poranne, to wiarygodność PiS badano także w październiku, np. tezę: "Partia Prawo i Sprawiedliwość, która opiera swoją kampanię wyborczą na bezpieczeństwie przez zmiany w dowództwie wojska traci swoją wiarygodność".
Co ciekawe, tego rodzaju monitoring prowadzony był nawet po wyborach 15 października 2023 r. przegranych przez PiS. Przykładowo, w raporcie porannym z 16 października badano zasięg tezy: "Partia Prawo i Sprawiedliwość utraciła wiarygodność ze względu na afery i niekompetencje".
Z kolei dzień później monitorowano tezę: "Wpuszczenie dużej ilości imigrantów do Polski przyczyniło się do utraty zaufania do Prawa i Sprawiedliwości", a 19 października pod lupę wzięto następującą tezę: "PiS miał przyjąć ustawę o 800 plus, jednocześnie nie dysponując na to pieniędzmi w budżecie. Miarą wiarygodności Prawa i Sprawiedliwości ma rzekomo być fiasko projektów takich jak: rozwój elektromobilności, budowa 100 tys. mieszkań, czy powrót podatku 22 proc. VAT". W raportach porannych po 20 października nie widać już, by badana była wiarygodność PiS.
Raporty popołudniowe zawierały to, co poranne, wraz z uzupełnieniem tego, co wydarzyło się jeszcze w ciągu dnia, a mogło mieć charakter dezinformacyjny. Przykładowo: "Obserwujemy narrację sugerującą jakoby wysyłanie sprzętu wojskowego na Ukrainę rozbroiło polskie siły zbrojne i uczyniło je niezdolne do obrony przed ewentualnym atakiem ze strony Rosji. Temat pojawił się m.in. na profilach związanych z Konfederacją" - wynika z raportu popołudniowego NASK z 21 września.
Festiwal oskarżeń w PiS
Choć decyzja PKW jeszcze nie zapadła, to w PiS już na dobre rozkręciła się karuzela oskarżeń o to, kto jest winien aktualnej sytuacji. A ta nie należy do komfortowych - przez brak werdyktu PKW partia nie jest w stanie spłacić kredytu w PKO BP (naliczane są karne odsetki). Musi szukać oszczędności (m.in. pozbywa się partyjnych lokali rozsianych po kraju) i nie ma zgromadzonych środków na wystartowanie z kampanią prezydencką.
Wiele wskazuje na to, że PKW odrzuci sprawozdanie PiS. Pytanie tylko, jak bardzo skoryguje w dół dotację, stanowiącą zwrot kosztów kampanii parlamentarnej oraz coroczną subwencję dla partii.
Raporty NASK powstawały w ramach uruchomionego w 2022 r. projektu polegającego na przeciwdziałaniu dezinformacji w sieci. Budżet wynosił ok. 19 mln zł na półtora roku. - To nie są jakieś wielkie badania, tylko zwykły monitoring Internetu. To ówczesne Centrum Informacyjne Rządu wymyśliło, że skorzysta z tego instrumentu i podepnie do tego badanie wiarygodności PiS i tego nikt nie neguje - wskazuje polityk partii Kaczyńskiego.
Inny rozmówca związany z Nowogrodzką przekonuje, że nie było żadnego oficjalnego zlecenia z KPRM na badanie "wiarygodności PiS".
CIR codziennie rano przygotowywał wielostronicowy przegląd prasy. Następnie był on przesyłany do wielu podmiotów, w tym do NASK. I NASK na tej podstawie analizował tematy, które mogły mieć charakter dezinformacyjny. Sprawdzał też profile w mediach społecznościowych, które takie tematy podbijały. 'Wiarygodność PiS' nie była widoczna w początkowych raportach, bo temat zwyczajnie nie pojawiał w przeglądach prasy, a więc i w monitoringu - tłumaczy rozmówca z PiS.
Odbija też nasze argumenty, że z podobnych analiz nie mogły korzystać inne komitety startujące w wyborach. - Taką wiedzę można pozyskać w kilka sekund. Każdy komitet mógł sobie kupić podobne monitoringi na rynku. Miesięczna subskrypcja do badania czterech haseł kosztuje jakieś 900-1000 zł - wskazuje.
"Narusza zasadę równości szans wyborczych"
Niezależnie od ceny, PiS mógł prowadzić takie analizy za państwowe pieniądze. Inne komitety musiałyby finansować to z własnych funduszy wyborczych. Dlatego też argumentacja naszego rozmówcy nie przekonuje wszystkich ekspertów.
- Bez wątpienia to nadużycie zasobów publicznych - ocenia dr Anna Frydrych-Depka z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, związana z Fundacją Odpowiedzialna Polityka.
Jeśli wyniki badań NASK trafiały do KPRM i były przekazywane sztabowi PiS, to możemy sobie łatwo wyobrazić, jaką korzyść uzyskał komitet prowadzący kampanię. A to była wiedza, do której dostępu nie mogły mieć inne komitety - podkreśla ekspertka.
Podkreśla, że przecież żaden komitet nie może pozyskać i potem wykorzystywać w kampanii takich danych, chyba że zleci i zapłaci komuś za takie badania. - To narusza zasadę równości szans wyborczych, wywraca do góry nogami jawność finansowania kampanii, a także oznacza zwyczajne okradanie obywateli ze środków publicznych - dodaje.
Kolejny rozmówca z PiS przekonuje, że to frakcji związanej z byłym szefem MON i wiceprezesem PiS Mariuszem Błaszczakiem zależy na tym, by uwaga skoncentrowała się na ewentualnych nieprawidłowościach w finansowaniu kampanii poprzez NASK czy Rządowe Centrum Legislacji (gdzie stworzono coś na kształt sztabu wyborczego ówczesnego szefa Krzysztofa Szczuckiego, kandydującego w wyborach).
Takie działanie odsuwa od nich odpowiedzialność za te ich wojskowe pikniki. A tymczasem to właśnie te pikniki to najtwardsza rzecz, za którą mogą nas rozliczyć. Przecież to tam prezes Kaczyński wychodził na scenę i wprost agitował - przekonuje rozmówca.
Pikniki MON odbyły się w dniach 12-15 sierpnia 2023 roku - a więc już w trakcie formalnie trwającej kampanii. W sumie odbyło się ich 67, wszystkie pod nazwą "Silna Biało-Czerwona". We wszystkich uczestniczyli politycy PiS, przede wszystkim kandydaci na posłów i senatorów.
Pikniki 800 plus. Wiadomo, ile na nie wydał rząd PiS
Jaka decyzja PKW?
PKW ponownie zbiera się w czwartek. Wszyscy nasi rozmówcy spodziewają się, że tym razem decyzja ws. rozliczenia komitetu PiS zapadnie. Większość spodziewa się też, że będzie negatywna dla PiS. Pytanie tylko, jak bardzo.
Przyznają jednocześnie - i to zarówno ci z PiS, jak i np. z Koalicji Obywatelskiej - że aktualny "stan zawieszenia" jest dla PiS trudniejszy niż jakakolwiek decyzja PKW, która powinna zapaść. - Trudniej przez to im się układać z bankiem, bo nie wiadomo, o ile PKW obniży im dotację i subwencję, jeśli postanowi odrzucić sprawozdanie. A nawet jeśli taka będzie decyzja, to PiS pójdzie z tym do Sądu Najwyższego i może tam wygra. Odrębną kwestią jest to, czy wypłacający środki minister finansów uzna taki werdykt Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, czy nie. Moim zdaniem nie uzna, ale to temat na odrębną dyskusję - ocenia rozmówca z KO.
Jak pisaliśmy, PKW - by móc odrzucić sprawozdanie wyborcze PiS - musi doliczyć się nieprawidłowości na co najmniej 387 tys. zł (1 proc. wydatków oficjalnie zadeklarowanych przez komitet PiS). Same materiały dostarczone na wniosek PKW przez RCL i NASK mają opiewać na ponad 700 tys. zł. Kwota ta będzie większa, jeśli PKW weźmie pod uwagę inne dostarczane jej materiały i informacje, takie jak wspomniane pikniki MON.
A im większa kwota stwierdzonych nieprawidłowości, tym wyższa kara dla PiS - może ona bowiem wynosić trzykrotność stwierdzonych nieprawidłowości (ale nie więcej niż 75 proc. całkowitych wydatków komitetu). Do tego dochodzi zwrot odniesionych korzyści na rzecz Skarbu Państwa.
Tomasz Żółciak, dziennikarz money.pl