Niemcy. Kolejny lockdown oznacza puste półki w sklepach
Branża spedycyjna straszy, że zamknięcie granic grozi przerwaniem łańcucha dostaw i brakami w niemieckich sklepach. Już teraz, żeby wyjechać z kraju, kierowcy tirów muszą stać w gigantycznych kolejkach, przez które się spóźniają.
W ostatni weekend niemiecki rząd zamknął granice z Czechami i austriackim Tyrolem. Chodzi o ograniczenie rozprzestrzeniania się nowej mutacji koronawirusa, która szerzy się w tych rejonach.
Kierowcy ciężarówek, którzy wjeżdżają do Niemiec, muszą mieć negatywny wynik testu na koronawirusa, zrobionego najpóźniej 48 godzin wcześniej. Muszą też pokazać kopię zawiadomienia o przyjeździe.
W efekcie na granicach tworzą się gigantyczne korki, sięgające nieraz kilkunastu kilometrów.
Koronawirus. Wraca sprawa zamykania granic. Czy powinniśmy się odgrodzić od sąsiadów?
– Przez Czechy codziennie przejeżdża 25 tys. ciężarówek. Zamknięcie granicy może zniszczyć łańcuchy dostaw i sparaliżować całe zakłady. Może się zdarzyć, że supermarkety nie będą mieć na składzie pewnych towarów – mówi w rozmowie z reporterami "der Spiegel" Matthias Maedge, szef międzynarodowego związku spedytorów.
Maedge apeluje, żeby niemiecki rząd zdjął ograniczenia z kierowców TIR-ów, którzy wykonują dostawy. Jak mówi, podczas pierwszej fali pandemii ruch ciężarówek został utrzymany mimo zamknięcia granic i przywrócenia kontroli.
Komisja Europejska apeluje w tej sprawie o rozsądek i koordynację działań między państwami.
Uczula, aby nie zakłócać łańcucha dostaw. Niemiecki rząd jednak, jak na razie, nie ma zamiaru zmieniać decyzji.