Decyzja o podniesieniu stopnia kryzysowego do "alarmowego" wynika z cięć rosyjskich dostaw, które miały miejsce od 14 czerwca i utrzymującej się wysokiej ceny gazu na rynkach – poinformował rząd w Berlinie. To drugi stopień w skali zagrożenia. Trzeci i najwyższy to poziom "awaryjny".
Niemiecki minister gospodarki Robert Habeck przyznał w oświadczeniu, że "sytuacja jest poważna".
Ograniczenie dostaw gazu to ekonomiczny atak na nas ze strony Putina – powiedział minister gospodarki.
– Będziemy się przed tym bronić. Jednak teraz kraj będzie musiał podążać trudną i wyboistą ścieżką – stwierdził Robert Habeck. – Nawet jeśli jeszcze tego nie odczuwamy, to już jesteśmy w kryzysie gazowym – dodał.
Jak wyjaśnia Bloomberg, alert wzywa do dokładniejszego monitorowania gazu, aktywowania elektrowni węglowych, a Niemcy zbliżają się do racjonowania gazu.
Magazyny gazu w Niemczech są obecnie zapełnione do poziomu 58 proc. To co prawda więcej niż w tym samym okresie w ubiegłym roku, ale Berlin wyznaczył sobie cel, by do grudnia 2022 r. wypełnić je w 90 proc. Nie będzie to jednak możliwe bez dalszych działań – zauważa AP.
Napaść Rosji na Ukrainę weryfikuje dotychczasową strategię Berlina wobec surowców sprowadzanych z tego kraju. Nawet kanclerz Olaf Scholz przyznał niedawno, że w przeszłości popełniono tutaj poważne błędy.
– Błędem w niemieckiej polityce gospodarczej było to, że zbyt mocno skoncentrowaliśmy nasze dostawy energii na Rosji, bez stworzenia niezbędnej infrastruktury, aby móc szybko zmienić kurs, gdyby doszło do najgorszego – powiedział w minioną niedzielę Scholz.
Niemcy w ponad jednej trzeciej dostaw gazu zależą od Rosji. Berlin wszczął fazę "wczesnego ostrzegania" pod koniec marca, kiedy to żądania Kremla o zapłatę w rublach skłoniły Niemcy do przygotowania się na ewentualne odcięcie dostaw.