Prezydent Meksyku Andres Manuel Lopez Obrador boryka się z problemem zostawionym przez poprzednika. Choć właściwie sam ten problem wykreował. Otóż podczas kampanii mówił, że zamówiony przez jego poprzedników dreamliner jest zbyt luksusowy, bardziej od amerykańskiego Air Force One. Zadeklarował też, że on sam - o ile wygra wybory - będzie latał rejsowymi samolotami.
Tak się stało. Lopez Obrador wygrał i nieco ponad rok temu został prezydentem Meksyk. Słowo się rzekło, los dreamlinera został przypieczętowany i maszyna została wystawiona na sprzedaż. Pieniądze miały być przeznaczone m.in. na usługi publiczne i pomoc dla imigrantów. I tu pojawiły się trudności.
Jak bowiem donosi meksykańska prasa, od roku nie można znaleźć kupca na maszynę. I choć prezydent López Obrador odmówił korzystania z samolotu prezydenckiego zakupionego przez poprzednika, to utrzymanie nieużywanej maszyny kosztuje prawie tyle samo, jakby latała.
Jak donosi gazeta "Reforma" roczny koszt użytkowania samolotu podczas prezydentury Enrique Peña Nieto (poprzednika obecnego prezydenta) wyniósł 17 milionów pesos, czyli około 900 000 dolarów. Obecnie maszyna stoi w hangarze na lotnisku w południowej Kalifornii. Jak ustaliła gazeta, w ciągu dziewięciu miesięcy od uziemienia samolotu, rząd Meksyku wydał na jego utrzymanie 597 982 dolarów, czyli prawie 12 milionów peso. To oznacza, że roczny koszt utrzymania samolotu wyniósłby prawie 16 milionów pesos.
Do tego samolot od czasu do czasu trzeba wyprowadzić z hangaru i umyć. To kosztuje kolejne tysiące, samo mycie to 5 tys. dolarów.
Jeszcze w lipcu prezydent deklarował, że sprzedaż maszyny jest na ukończeniu i zostanie sfinalizowana lada dzień. Tak się jednak nie stało.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl