Wprawdzie kampania Małgorzaty Kidawy-Błońskiej trwa od wielu tygodni, jednak jej oficjalny start miał miejsce w sobotę 29 lutego w Warszawie. Kandydatka Koalicji Obywatelskiej przedstawiła swój program wyborczy. Padły pierwsze obietnice, pierwsze deklaracje. Niektóre - kosztowne.
Sporo miejsca Małgorzata Kidawa-Błońska poświęciła ochronie zdrowia. - Od dawna też słyszę o tych mitycznych 6 proc. na służbę zdrowia. No to na co czekamy? - pytała Kidawa-Błońska. Zapowiedziała projekt ustawy, która zwiększy finansowanie służby zdrowia, a dokładnie - zagwarantuje dodatkowy 1 proc. PKB na takie cele. Podkreśliła wielokrotnie, że skoro sytuacja gospodarcza jest na tyle dobra, że mogą być realizowane inne programy społeczne, to priorytetem powinna być poprawa sytuacji właśnie w szpitalach.
Mówiła też o inflacji i rosnących cenach. - Dlaczego prezydent nie zwołał Rady Gabinetowej w sprawie rosnących cen? - pytała też Kidawa-Błońska. Podkreśliła, że prezydent nie powinien mówić o "przejściowych podwyżkach", a realnie walczyć o poprawę sytuacji. Dlatego kandydatka obiecała, że jeśli zostanie prezydentem, doprowadzi do wprowadzenia zmian w Radzie Polityki Pieniężnej.
Kidawa-Błońska nie wskazała jednak, z czego finansowane mają być jej obietnice. Kandydatka na prezydenta nie pokusiła się też o jakiekolwiek szacunki, ile mogłaby kosztować ich realizacja. Pokusił się za to o nie Leszek Skiba, czyli wiceszef w Ministerstwie Finansów. Jego zdaniem z budżetu "wypłynie" na te cele 45 mld zł.
Warto dodać, że również Leszek Skiba nie wskazał ani sposobu obliczania, ani przedziału czasu, w jakim owe 45 mld zł miałyby być wydane na realizację obietnic kandydatki KO. Oszacowanie pełnych skutków finansowych obietnic Małgorzaty Kidawy-Błońskiej będzie możliwe dopiero wtedy, gdy na stole pojawią się skonkretyzowane propozycje i ustawy. Tych jednak nie ma.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl