Ostrzeszów wraz z 9 innymi powiatami od soboty staje się strefą czerwoną na mapie Polski. To widać. Już po wjeździe do miasta uderza liczba osób, która po ulicach chodzi w maseczkach. Oczywiście wciąż są w mniejszości, ale jest ich zdecydowanie więcej niż w innych miastach. Mimo że obostrzenia wracają dopiero w sobotę.
To nie może dziwić. Jeszcze według czwartkowych danych w powiecie było prawie 85 zachorowań na 10 tysięcy mieszkańców. W piątek wskaźnik ten przekroczył już 87. To oznacza, że koronawirusem zakażonych jest niemal co setny mieszkaniec powiatu.
Jest jedno ale. Zdecydowana większość z niespełna 500 chorych to pracownicy zakładu przetwórczego w gminie Mikstat. Już w czwartek zwracał mi na to uwagę starosta ostrzeszowski Lech Janicki.
Badania przesiewowe prowadzone wśród pracowników dają tam efekty tyle spektakularne, co niepokojące. Jeszcze w środę chorych było w tym zakładzie grubo ponad 300. To tam jest ognisko, jakieś 15 kilometrów od siedziby powiatu.
- Może i pracują w Mikstacie, ale część przecież mieszka tutaj, w Ostrzeszowie - mówi mi jedna z mieszkanek, którą spotykam w miejskim parku. To jej odpowiedź na pytanie, dlaczego chodzi w maseczce, choć pod gołym niebem jeszcze w piątek nie ma takiego obowiązku.
- Człowieku, ja za miesiąc kończę 78 lat. Nie spieszy mi się na tamten świat, mam zamiar jeszcze kilka lat pożyć - dodaje.
"Dlaczego muszą nas mierzyć jedną miarą?"
Kroki kieruję do jednej z ostrzeszowskich siłowni. To właśnie ta branża ucierpi najmocniej przez powrót obostrzeń. Zgodnie z rozporządzeniem resortu zdrowia siłownie i kluby fitness w strefach czerwonych będą musiały zostać bezwzględnie zamknięte.
Tuż przed wejściem wita mnie wielki szyld, na którym czytam, że Klub Kulturystyczny Gladiator w tym roku obchodzi swoje 50. urodziny.
- Dlaczego mamy cierpieć w całym powiecie przez to, że w jednym zakładzie w sąsiedniej gminie wykryto tyle przypadków? - denerwuje się pan Zenon Jakubowski, właściciel siłowni. Pasjonat. Jak sam twierdzi, ma inne źródła dochodu, ale to miejsce jest dla niego pasją i odskocznią. - Jestem już na emeryturze, pracowałem w służbach mundurowych, więc to było sporo stresu. To miejsce to moja terapia - przyznaje.
Podczas naszej rozmowy kilkukrotnie instruuje jedną z klientek, jak poprawnie wykonywać ćwiczenia. - Widzi pan, ile ja mam osób na sali? 3 osoby na 100 metrach kwadratowych. Do tego pootwierane okna, drzwi. Jest ciągły przewiew. Wszędzie pojemniki z płynem do dezynfekcji. Dlaczego mi to zamykają? - wścieka się.
Nie może pogodzić się z tym, że najmocniej cierpi właśnie jego branża. - A jak na basenie wszyscy pławią się w swoich brudach, to wirusa nie ma? Albo w kościele, kto będzie pilnował, czy ludzie zachowują odstępy? Na weselach może być 50 osób. Jak ludzie piją z cudzych kieliszków i przytulają się do wszystkich, to wirus się nie przenosi? - pyta rozżalony.
Na drzwiach jego "kanciapy" dostrzegam kalendarz. Taki klasyczny, jak we wszystkich siłowniach. A tam zakreślone: pół marca, cały kwiecień i maj oraz pierwszy tydzień czerwca.
- Odliczałem dni do otwarcia, więc zostawiłem sobie ten kalendarz na pamiątkę. A tu po dwóch miesiącach znowu mi zamykają i trzeba będzie kreślić - mówi.
Na pytanie o szacowane straty odpowiada, że "nie liczy tego, bo woli się nie denerwować". - Dwa dni temu zapłaciłem ZUS, ZAiKS. I teraz pozbawiają mnie dochodu. Już wolałbym, żeby znowu całą Polskę zamknęli, bo przynajmniej by znowu ze składek zwolnili. A tak to nikogo nie interesuje - przyznaje.
- Nie można tyle czasu dokładać do interesu. Jak to potrwa dłużej, to w te pędy lecę wyrejestrować działalność - puentuje Zenon Jakubowski.
Fryzjer: mam oszczędności na miesiąc
Kolejnym punktem mojej wizyty w Ostrzeszowie jest salon fryzjerski.
Jak mówi nam pan Łukasz Braun, właściciel salonu, obawia się, że następnym krokiem będzie również zamknięcie jego firmy. - Drugi raz tego nie wytrzymam. Mam oszczędności na maksymalnie miesiąc, żeby zapłacić czynsz i wypłacić pensje pracownikom. Ale nie dłużej - mówi fryzjer.
Co prawda powrót obostrzeń nie obejmuje tego typu usług, podobnie jak kosmetyczek czy salonów tatuażu, ale to nie znaczy, że fryzjerzy nie stracą.
- Kilka klientek już odwołało wizyty, bo w sobotę miały iść na wesele. I nie idą, bo liczba gości zmniejszona. Więc i czesać się nie muszą - mówi mi Braun.
Przypomnijmy, że w strefie czerwonej z dnia na dzień limit osób na weselach i uroczystościach rodzinnych został zmniejszony ze 150 do 50 osób. Cierpią przez to pary młode, które na dzień przed ślubem muszą wykreślać ludzi z listy gości.
- Robimy, co możemy, żeby poradzić sobie z tą sytuacją, ale nie jest lekko - słyszymy w jednej z sal weselnych, która na najbliższy weekend zaplanowaną imprezę. Udało nam się jedynie dowiedzieć, że pierwotnie była planowana na około 65 osób.
Pracownicy więcej jednak mówić nie chcą, bo "sytuacja jest nowa i dynamiczna". Odsyłają do szefa, który aktualnie jest nieosiągalny. Widać, że sytuacja jest nerwowa, choć od zapowiedzi ministerstwa minęły już 24 godziny.
Problem z chrzcinami
Odwiedzam jedną z ostrzeszowskich restauracji. - Dramat - słyszę od pracownika, który jednak niespecjalnie chce się ujawniać. Jak mówi, "nie ma upoważnienia od szefa".
Podobnie jak w domu weselnym, właściciel knajpy jest w rozjazdach. - Pewnie próbuje rozmawiać z klientami, którzy w niedzielę mieli zaplanowany uroczysty obiad w restauracji po chrzcinach dziecka - mówi pracownik.
- Jest jakiś problem z liczbą gości, ponoć mamy wystawić część stolików na zewnątrz. Ale nie znam szczegółów - dodaje.
Prawdopodobnie chodzi o to, że powierzchnia restauracji jest zbyt mała, by pomieścić wszystkich gości. Przypomnijmy, że rozporządzenie zezwala na zaledwie jednego gościa na 4 metry kwadratowe restauracji. A lokal na pewno nie ma nawet 100 metrów kwadratowych powierzchni.
Od pracownika słyszę jeszcze na odchodne, że "szef kazał zamawiać wszystko w jak najmniejszych ilościach, żadnych wielkich zapasów". - Boi się, że nas znowu zamkną. A wtedy co my z tymi wszystkimi produktami zrobimy? To się zaraz zepsuje - mówi młody chłopak.
Te obawy towarzyszą wszystkim przedsiębiorcom. Podobne wypowiedzi słyszę u kosmetyczki czy w innym salonie fryzjerskim.
W drodze powrotnej przy miejskim parku zauważam plakat zachęcający do udziału w Ostrzeszowskim Rajdzie Pojazdów Zabytkowych. Data wydarzenia? 8 sierpnia, czyli pierwszy dzień obowiązywania strefy czerwonej. Szukam informacji w sieci i trafiam na wydarzenie na Facebooku. "Impreza odwołana" - czytam.
W Ostrzeszowie wraca lockdown - na razie - w wersji light. Choć paniki i histerii wśród mieszkańców nie ma, to na pewno jest duży stres.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl