- Płacę pracownikowi 20 zł za godzinę netto. Od tego oprowadzam składki, muszę zapłacić podatek. Gdy pensja minimalna urośnie i wrzucę to w kosztorys, to moi klienci pójdą do kogoś innego - mówi money.pl przedsiębiorca i budowlaniec Sebastian Komor.
Jak dodaje, chciałby sam móc zaproponować swoim pracownikom podwyżki, ale na przeszkodzie stoją rosnące koszty okołopłacowe: - Zamiast ulg dostaję nowe obciążenia. I co mam teraz zrobić? Zamknąć firmę i pójść pracować do kogoś innego? Tylko, że wtedy państwo będzie miało daniny tylko ze mnie, a nie ze mnie i pięciu pracowników. To chore.
Pan Sebastian jest właścicielem jednej z 200 tys. firm budowlanych działających w Polsce. Ponad połowa z nich to mikro i małe firmy. Sporą grupą są firmy średnie, ale największy wpływ na wartość rynku mają giganci, z których lwia część jest notowana na warszawskiej giełdzie.
Najsilniejszym graczem jest Budimex, który w drugim kwartale tego roku zarobił na czysto 43,5 mln zł. Grupa Unibep, działająca w budownictwie mieszkaniowym, przemysłowym, sportowym i użyteczności publicznej, odnotowała w pierwszym półroczu 6,5 mln zł zysku. Dla kontrastu, Elektrobudowa zakończyła pierwsze sześć miesięcy tego roku z prawie 47 mln zł straty.
Firma badawcza Spectis, w raporcie "Rynek budowlany w Polsce 2018-2025", oszacowała że wartość polskiego rynku budowlanego wynosi dziś ponad 200 mld zł. Mimo to spadek rentowności części firm sięgnął 1,7 proc.
Na koniunkturę nie narzekają firmy budowlane, które specjalizują się w inwestycjach drogowych i kolejowych. W gorszej sytuacji są firmy wykonawcze. Dlaczego? Problemem jest nagłe spiętrzenie zleceń, które gwałtownie wywindowało ceny robót budowlanych i materiałów.
W prowadzeniu takiego biznesu nie pomagają też podwyżki cen prądu. Niektórzy boją się co będzie, gdy urośnie też pensja minimalna. Według zapowiedzi PiS, w przyszłym roku ma to być 3 tys. zł brutto. Adrian Cieśla, szef 50-osobowej firmy budowlanej ze Starachowic, która czasem jest podwykonawcą, a czasem wykonawcą generalnym uważa, że duzi sobie poradzą.
- Ceny robót będą wyższe proporcjonalnie do liczby zatrudnianych osób. Wykonawcy wliczą to sobie od razu do przetargu - przyznaje Cieśla.
A co zrobią mniejsze firmy? Grzegorz Karlicki z Płochocina, który prowadzi firmę podwykonawczą zauważa, że już dziś ma problem z wypłatami. - Zatrudniam kilkanaście osób. Połowa na działalności, połowa na etacie. Najniższa stawka wynosi u mnie 350 zł za dzień. Bez 4-5 tys. zł na początek nikt nie chce nawet przyjść na rozmowę o pracę - wyjaśnia Karlicki.
Jak dodaje: - Przychodzą do mnie młodzi ludzie, którzy nie mają doświadczenia, a oczekują stawek jakby byli fachowcami, czyli 7 tys. zł na rękę. Czy martwię się podwyżką pensji minimalnej? Zobaczy się. Teraz politycy mają czas zabawy, a my ocenimy czy to wszystko będzie się opłacać.
Istotnym wyzwaniem jest płacenie na czas. Z badania Instytutu Keralla Research wynika, że w ostatnim półroczu ponad połowa przedsiębiorstw z różnych branż musiała czekać na uregulowanie płatności dłużej niż 60 dni po terminie. Zdaniem autorów badania budownictwo i tak ma "najmniejsze" problemy z nieterminowymi klientami. Sygnalizowała je co trzecia firma.
Natomiast według Krajowego Rejestru Długów budownictwo jest czwartą branżą w Polsce z największą liczbą niepłacących na czas firm – w pierwszym półroczu było ich 21, liczba zobowiązań wynosiła 230, a wartość zadłużenia osiągnęła 1,9 mln zł.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl