Napięta sytuacja wokół Ukrainy i groźba konfliktu z Rosją sprawiła, że Polska przygotowuje się do przyjęcia większej liczby imigrantów ze Wschodu. Jak wskazują eksperci, będzie to wyzwanie, gdyż to bardzo zróżnicowana grupa wymagająca podstawowej pomocy.
Tylko część z tej fali będzie w stanie podjąć pracę w Polsce. Czy polski rynek pracy jest gotowy wchłonąć rzeszę dodatkowych pracowników?
- Polski rynek pracy jest bardzo chłonny - mówi Mateusz Żydek, rzecznik prasowy Randstand. - Zapotrzebowanie jest bardzo duże. Ręce do pracy są szczególnie potrzebne w produkcji i logistyce. Około 1/3 przedsiębiorstw mówi o tworzeniu nowych wakatów - wylicza.
Zaznacza jednak, że choć stały i równomierny napływ nowych pracowników na nasz rynek pracy będzie działał jak koło zamachowe napędzające gospodarkę, to ma ona pewną granicę. - Ukraińcy przejeżdżający do pracy w Polsce są również konsumentami, a więc napędzają gospodarkę i tworzą kolejne zapotrzebowanie na pracę. Problem pojawi się w momencie, kiedy ten napływ będzie masowy i skumulowany w krótkim czasie - zaznacza Mateusz Żydek.
Ponad milion dodatkowych pracowników
Co roku do Polski przyjeżdża około 1,3 mln Ukraińców. Z czego zdecydowana większość podejmuje nad Wisłą pracę. Dane wskazują, że ponad 800 tys. znajduje w u nas legalne zatrudnienie. To największa grupa migrantów zarobkowych.
Badania Narodowego Banku Polskiego oraz naukowców z SGH, opublikowane w Review of World Economics, wskazują, że pracownicy z Ukrainy wypracowali 13 proc. wzrostu PKB Polski w latach 2013-2018. Jak szacuje Robert Lisicki z Konfederacji Lewiatan, ten udział w polskiej gospodarce wciąż się utrzymuje. Ma to znaczenie o tyle, że na przestrzeni dwóch dekad liczba osób w wieku produkcyjnym w Polsce zmalała niemal o 1,5 mln i aby się rozwijać, potrzebujemy dodatkowej siły.
- Demografia i podaż pracy jasno wskazują na to, że potrzebujemy pracowników z krajów trzecich. Są branże i regiony, w których to zapotrzebowanie będzie większe. Ważne jest więc właściwe zagospodarowanie napływającej siły roboczej - zaznacza Robert Lisicki.
Jak przekonuje Mateusz Żydek, zakładając, że obecnie około 800 tys. Ukraińców znajduje u nas pracę, to jeśli wzrost sięgnie miliona, nasz rynek wciąż sobie z nim poradzi. - Bardzo trudno jest szacować, kiedy miałby się on wysycić. Można jednak powiedzieć, że gdyby w krótkim czasie pojawił się dodatkowy milion pracowników, pojawiłby się problem - ostrożnie szacuje przedstawiciel Randstad.
Problemem dyslokacja
Jak wynika z badań NBP, tylko w czwartym kwartale 2021 r. 38 proc. polskich przedsiębiorstw deklarowało, że zatrudnia obcokrajowców, a odsetek ten rósł wraz z wielkością przedsiębiorstwa - do 74 proc. w przypadku największych firm.
Jak przypominają analitycy ING, dla 87 proc. przedsiębiorstw głównym powodem zatrudniania imigrantów była dostępność pracowników ze Wschodu.
Z wyliczeń Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej wynika, w ubiegłym roku wydanych zostało ponad 500 tys. zezwoleń na pracę dla cudzoziemców. To o ponad jedna piąta więcej niż w 2020 r., kiedy było ich prawie 411 tys.
- Najwięcej pracowników brakuje w transporcie, przetwórstwie przemysłowym i budownictwie - wylicza Robert Lisicki. Zaznacza jednak, że coraz bardziej potrzebni są pracownicy wykwalifikowani, a w niektórych miejscach rynek nie jest już tak chłonny. - Warszawa, duże aglomeracje, tam o pracę jest trudniej - wskazuje nasz rozmówca.
Mateusz Żydek podkreśla jednak, że do tej pory rynek sam się regulował. - Ukraińcy zwykle robią rozpoznanie rynku lokalnego, gdzie ta praca jest bardziej dostępna. Podczas gdy polscy pracownicy mają trudność w przemieszczeniu się, to Ukraińcy gotowi są do przyjazdu w miejsce, gdzie aktualnie jest większe zapotrzebowanie na pracowników - zaznacza.
Jad dodaje, nagła duża fala imigrantów mogłaby utworzyć skupiska pracowników i utrudnić wchłonięcie ich przez rynek. - Tu potrzebna byłaby pomoc państwa, które umożliwiłoby właściwą i równomierną dyslokację - tłumaczy.
Zagrożenie wojną może ograniczyć imigrację zarobkową
Jak wskazują eksperci, jest jeszcze druga strona medalu. Napięta sytuacja na Ukrainie i przeciągająca się groźba konfliktu zbrojnego może paradoksalnie ograniczyć napływ pracowników z tego kraju.
Mateusz Żydek podkreśla dużą rolę działających na Ukrainie agencji zatrudnienia, które pomagają w znalezieniu pracy w Polsce. W sytuacji, w której kolejne kraje wzywają swoich obywateli do opuszczenia Ukrainy, również i oni będą zapewne wyjeżdżać z kraju.
Rozmówca money.pl zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt. Sami Ukraińcy, mając świadomość zagrożenia wojną, mogą odkładać decyzję o wyjeździe i pozostawieniu rodziny oraz majątku w kraju w tym trudnym czasie. - To może oznaczać, że tych pracowników będzie na polskim rynku pracy znacznie mniej, niż się spodziewamy - mówi rzecznik Randstad.
A na to nakłada się problem administracyjny. Jak pisaliśmy w money.pl, przedłużający się przetarg wart 170 mln zł na obsługę wizową Ukraińców doprowadził do paraliżu polskich konsulatów na Ukrainie. Tamtejsze media donoszą o wolnych terminach wizowych na czerwiec.
- Czynników, zmiennych, które mogą mieć wpływ na kształtowanie się rynku pracy obcokrajowców w Polsce jest tak dużo, że trudno jednoznacznie ocenić, czy i kiedy utraci on chłonność. Polsce potrzebny jest jednak kompleksowy plan zakładający wszelkie scenariusze - a tego wciąż nie mamy - podsumowuje Robert Lisicki z Konfederacji Lewiatan.